„Wyjechałem do Afryki na 3-miesięczny kontrakt, Kobieta została w Anglii. Wróciłem po 7 latach. Mam 70 lat na karku i nie mam zamiaru wracać do zimnej Anglii.” Dziś opowiemy Wam o naszym kapitanie, który od 12 lat okrąża glob swoim jachtem szwedzkiej (!!) konstrukcji.
Szukaliśmy jachtu w Darwin, żeby wydostać się z Australii. Plan był do Afryki, bo na Pacyfik pływa się ze wschodniego wybrzeża, a nie chciało nam się poginać 3-4 tys. przez cały kraj. Któregoś dnia pojawiło się ogłoszenie na tablicy w Dinah Beach Yacht CLub: „Poszukiwana załoga na rejs po Indonezji. Docelowo do Singapuru.” Zapisałem numer i wróciłem „do domu”, żeby podzielić się z Alicją tym znaleziskiem.
„Nie ma mowy” – wykrzyknęła! „Ja nie wracam do Azji. Za żadne skarby!” Kartkę schowałem na wszelki wypadek…
Ted jest spokojnym człowiekiem, który przez większość swojego czasu czyta książki. Po prostu je pochłania. W Darwin ściągnąłem mu na eBook Reader’a 50 książek i już jęczy, że wszystkie przeczytał. Ostatnio dostaliśmy jakieś dwie książki od ludzi z innych jachtów. Obie mają łącznie ponad 1000 stron. „Zeżarł” je w 3 dni! Śmiejemy się z niego, że potrzebował załogi na jacht, żeby móc w spokoju czytać książki… nie rozumie naszego poczucia humoru :)
Angielskiego poczucia humoru za to nigdy my nie łapaliśmy. Nigdy. Po 3 miesiącach spędzonych z klasycznym przykładem Anglika, dalej nie kumamy. Nie wiem, czy mamy się śmiać, czy nie i kiedy w razie czego. Ted jednak uwielbia je opowiadać. Jakoś to dzierżymy, ale zauważyliśmy, że jak uraczy jakiegoś Australijczyka swoim żartem, to też się z nich nie śmieją. My australijskie kawały uwielbialiśmy :)
Robimy, jeszcze w Darwin, jakiś obiad na jachcie. Alicja kroi pomidory i ogórki. Ted pyta, czy musi to jeść.
– A co nie lubisz? – pyta Alicja.
– Przez całe dzieciństwo pracowałem na targu warzywnym. Od tamtej pory nie znoszę pomidorów i ogórków.” – odpowiada.
– Jak to przez dzieciństwo, całe? – dopytuję.
– Pochodzę z biednej, robotniczej rodziny. Była nas piątka, lekko po wojnie nie było w Anglii. Do 18 roku życia nie widziałem niczego poza ogórkami i pomidorami. Nie znoszę ich! – odpowiada i wyciąga z szafki tłuczone ziemniaki (instant) w proszku.
– Hmm… no to dużo ich musiałeś sprzedać, że na taki jacht Cię stać – pozwalam sobie na żarcik.
– Na jacht zarobiłem w Afryce. Wyjechałem na 3-miesięczny kontrakt. Wróciłem po 7 latach, a moja kobieta wyszła za mąż i miała już dwójkę dzieci – odpowiada z uśmiechem
– Jakoś się nie dziwię. A co Cię tam tak długo zatrzymało? – pytam.
– Haa, najlepsze na świecie polowania na dzikie zwierzęta! Wakacje tylko dla bogatych! – wykrzykuje Ted.
Ted jest chyba najbardziej ostrożnym żeglarzem jaki może być. Na początku było ok, bo nie czuliśmy się pewnie na jachcie, ale teraz jak nas wyszkolił, to przedstawiam mu plan alternatywny do jego trasy, a on stawia pytanie:
– Dlaczego Ty tak bardzo lubisz poszukiwać przygód na moim jachcie? Jak będziesz mieć swój, to sobie będziesz mógł pływać nawet po rafach koralowych. – odparł z ironią.
– Hmm… ale to Ty nas na rafę wpakowałeś przez tę swoją ostrożność – odpieram atak ;)
– No dobrze, zróbmy wg Twojego planu, ale na silniku. Nie na żaglu – Ted idzie na kompromis.

Ted uwielbia używać wyszukanych słów i zwrotów. Taki wiecie, kwiecisty „Royal English”. I wcale nie chcę narzekać, że czasem go nie rozumiemy. Chcę tylko powiedzieć, że jak jesteśmy na kursie kolizyjnym z indonezyjskim statkiem towarowym, to Ted bierze CB Radio w rękę i oczywiście po angielsku wywołuje kapitana statku towarowego używając takiego słownika, że sam Szekspir by się nie powstydził.
– Ted, ale on po pierwsze, nie ma pojęcia, że to do niego, bo nie rozumie, a po drugie on jest większy. W Indonezji nie ma znaczenia, czy to ciężarówka na drodze, czy statek towarowy. Zmieńmy kurs, on jest większy – staram się nakreślić realia Azji.
– Musi rozumieć, bo angielski to przecież język międzynarodowy. Pewnie porno jakieś ogląda i nas nie widzi i nie chce słyszeć. My jesteśmy pod żaglem i mamy pierwszeństwo – ze stoickim spokojem wyrzuca z siebie nasz kapitan i bierze ster w rękę.
Ted ma takie podłużne pudełeczko z 7 przegródkami pt. poniedziałek, wtorek, środa… a w każdej z nich stertę leków – zjada je z uśmiechem codziennie rano wraz z płatkami, a ja codziennie rano dziwię się, co ten człowiek robi na jachcie? W Darwin sobie skręcił kostkę w lewej nodze. Gdy byliśmy na wyspie Buton obudził nas w środku nocy oznajmiając, że go piecze w klatce piersiowej i że to chyba atak serca. W Makassar zaś skręcił sobie kolano prawej nogi.
Czy jacht to najlepsze miejsce dla niego? Kiedyś go oto zapytałem, a ten ze zdziwieniem odparł: „No ale co w tej zimnej i ponurej Anglii mam siedzieć? Dwanaście lat temu przestałem pracować, zrobiłem kurs żeglarski, kupiłem jacht i chcę opłynąć świat dookoła. Co mi pozostało? Myślę, że lepsze to, niż siedzenie pod kocem i gapienie się w ekran telewizora.” Czy można się z nim nie zgodzić? Pomimo wieku cieszy się życiem i robi to co lubi.Wcześniej żeglował z żoną, głównie po Europie. Gdy odeszła zdecydował, że zrobi to, co jest marzeniem każdego żeglarza – circumnavigation.
Olinowanie na jachcie jest tak zrobione, że bezpiecznie można tym jachtem pływać samemu nie wychodząc z kokpitu. Ted jednak bierze ze sobą na dłuższe dystanse pary i zawsze przyucza je na początek na tyle, aby mogły one same zawinąć do najbliższego portu, nawet jeśli jemu coś się stanie. „Jak fiknę, musicie wiedzieć co zrobić, bo zostaniecie Wy, jacht i morze„- oznajmił nam jeszcze w Australii.
Czy mieliśmy inny wybór? Dziś, dzięki Tedowi możemy powiedzieć, że umiemy żeglować. Kilka razy dostaliśmy ostro w kość i marzyliśmy tylko o tym, żeby stanąć na lądzie, ale trafiliśmy na dobrego człowieka, który lubi i chce dzielić się swoją widzą. Za to jesteśmy mu bardzo wdzięczni. Dziękujemy :)
PS: Aaa, zapomniałem napisać, jak udało mi się przekonać Alicję, do tego właśnie jachtu, kapitana i przede wszystkim kierunku? Potrzebowaliśmy kogoś, kto nauczy nas żeglować. Po rejsie z Timoru Wschodniego do Darwin mieliśmy już pojęcie z czym się to je, ale było ono dalej blade. Dziś bez obaw i rozterek możemy wskoczyć na każdy sprawny jacht – morza i oceany stoją przed nami otworem. Było to więc klasyczne realizowanie celów według priorytetów.
Bardzo sympatyczny ten wasz kapitan, ma zdrowe podejście do życia oraz dar przekazywania trudnej wiedzy żeglowania. Pozdrowienia dla Teda.
historia faktycznie niepowtarzalana. a te zarty angielskie bardzo trudne do zrozumienia
Nigdy nie miałem do czynienia z angielskim humorem tak w większej ilości więc trudno mi powiedzieć, chociaż jak czasami oglądam jakieś programy to mnie one śmieszą :)
Co do Ted’a – widocznie to jest na prawdę wspaniały człowiek skoro ma tyle cierpliwości – podoba mi się też jak spędza swoje życie i że nadal ma tyle chęci i energii aby żeglować dalej :)
to jak wrócicie to możecie się dogadać z moim marynarzem domowym…w tamtym roku wcięło go na dwa tygodnie bo się mu zamarzyły sztormy morza północnego. Ponieważ w Polsce na wszystko trzeba mieć papier więc nawet patenty Wam nada:)ponoć tak to jest, że jak ktoś już poczuje wiatr we włosach to ciągnie na to morze i wypad na plażę wydaje się bezsensowny „bo przecież można na jachcie”:> także pewnie nasze dzieci też będą żeglarzami, tylko matka taki szczur lądowy:)
Trzymajcie się ciepło i zdrowo:)
Jednym slowem realizuje nasza maxyme:
„Don’t worry and instead enjoy your life!” – to ideal choc nie zawsze nam sie to udaje.
Los Wiaheros Wy to juz chyba tez do tego doszliscie… :) Tylko pozazdroscic…
@0ab87ade8810c2f60fb10daf5c5adf9c:disqus – przykład pierwszy z brzegu. Monty Python – nigdy mnie nie śmieszył!
@ff057c8bb55abd950002795fdbcf1e66:disqus – rozmawialiśmy z Tedem o papierach. Powiedział, że przez 12 lat sprawdzili mu tylko raz na Gibraltarze. Generalnie to wielka samowolka i wszyscy to mają gdzieś, no poza Polską chyba… ale skoro mamy już wejścia, to widzimy się po naszym powrocie :) Trzymaj się zdrowo!
@c37d4dd92ee798d5038a8a751d610853:disqus – Ted 12 lat się włóczy, my dopiero dwa.. Daleko nam do Mistrza! BTW, jak było na rejsie?
„Dopiero dwa lata” hehe dobre. A na rejsie po Grecji bylo SUPER dzieki. Relacje mamy juz na naszym blogu:
http://ourvoyages.wordpress.com/
A teraz juz spowrotem nad chlodnym fiordem – pozostaja tylko jesienno-weekendowe wypady w gory…
Pozdrawiamy A&G
Dobrze słyszeć, że wakacje Wam się udały :) My właśnie dotarliśmy na południowe brzegi Borneo i chętnie pożyczylibyśmy trochę Waszego chłodu znad norweskiego fjordu. Żar leje się z nieba, wilgoć, rozpływamy się po prostu…
Jestem pod wrażeniem Waszego kapitana. Oby więcej ludzi miało takie podejście do życia jak on.