– Myślisz, że będziemy mieć szok kulturowy, gdy przylecimy do Kirgistanu? – pyta Alicja jeszcze na lotnisku w Wiedniu.
– Eee, nie sądzę. Przecież wiemy jak tam jest, znamy dobrze Osz. Co nas może zdziwić? – odparłem pytająco.
– No nie wiem, w sumie trochę przełączyliśmy się już na zachodnie myślenie, a Azja to zawsze Azja – podsumowała naszą krótką wymianę myśli Alicja.
I kto miał rację?
Nie zdziwiło nas to, że faceci łapali się za ręce. Nie zdziwiło nas też to, że gdy dopiero co wylądowaliśmy na płycie lotniska, już zaczął się kociął w samolocie i każdy zaczął wyciągać swój bagaż podręczny, a samolot dalej się toczył. Nie zdziwiło nas też to, że był koszmarny bajzel przy odprawie paszportowej. Lekko zaskoczyło nas zamknięcie wszystkich pasażeró lotu na około 20 minut w jakimś pomieszczeniu i czekanie na niewiadomo co. Po pięciu minutach okazało się, że jak komuś zależy na czasie to może zostać odprawiony w trybie VIP za jedyne 1000 somów (ok. 100zł). Wtedy i to nas przestało dziwić. Rozśmieszył nas na pewno tekst funkcjonariuszki przeglądającej Alicji paszport:
– Ej, Franek! A turyści z Polski to muszą mieć wizy czy bez ich wpuszczamy? – krzyknęła na całą salę do innego mundurowego stojącego przy drzwiach.
– Bez, bez możemy, na 60 dni – podpowiedziałem nieśmiało, a wszyscy za nami gruchnęli śmiechem.
Ale to co działo się później to był już istny kabaret.Taśmociągu z walizkami na lotnisku brak, więc samochód który przywiózł bagaże z samolotu po prostu podjechał pod pod szklane drzwi, te się otworzyły i tyle. Dalej trzeba było sobie wyskoczyć na pakę, znaleźć swój bagaż w całej stercie innych i przedrzeć się przez napierający tłum. Tu chyba lekko szok kulturowy nas dotknął.
Jak już odespaliśmy prawie 30 godzin w drodze, to wstaliśmy na lunch. Ja oczywiście lobbowałem za jedyną słuszną opcję obiadową i w te pędy udałem się do mojej ulubionej knajpki. Już nie pamietam ile razy w Polsce ślinka mi ciekła na samą myśl chwili, gdy podniosę szmatkę i niuchnę nosem nad specyficznie przyprawionym mięsem. To w połączeniu z pysznym kirgiskim chlebem sprawia, że do tego kraju będę zawsze chętnie wracać. Zapraszam na lunch w stylu kirgiskim.
Czy to baranie czy wołowe, jestem w stanie jeść je dwa razy dziennie przez siedem dni w tygodniu. Uwielbiam dobrze przyżądzone mięso, a nasze wcześniejsze pobyty w Osz pozwoliły nam znaleźć restauracje, gdzie podaje się chyba najlepsze szaszłyki. Alicja w przeciwieństwie do mnie jest bardziej roślinożerna i zdecydowanie dziwi się, jak mogę codzinnie zamawiać te same szaszłyki i to ciągle z tym samym entuzjazmem. No mogę i co mam zrobić. Po prostu uwielbiam nafaszerowane czosnkiem i ziołami kirgiskie szaszłyki. Zastanawiam się tylko czy w Uzbekistanie lub dalej w Gruzji też będą podobne rarytasy? Mam nadzieję, że tak. Jutro zaś się rozdzielamy. Ja kieruję się do Biszkeku po wizy, a Alicja na miejscu będzie starała się zapanować nad naszymi rzeczami – sam nie wiem kto ma lepiej, a kto gorzej…
W Gruzji szaszlyki jak najbardziej, w Aze tez. Choc jedlis
my tylko takie z ogniska bez zbytnio wyrafinowanych przypraw ;)
A gulasz węgierski ci nie smakował?
Jaka full profeska ten film! :-)
Siedziałam przy tym stoliku, aż się łza w oku kręci
Potwierdzam pysznosc szaszlykow w Osz. Chodz ja mam sentyment do lepioszkow.
– Nie będziemy pisać bloga, nie chce nam się już – powiedział długowłosy.
– Nie wierzę. Będziecie, zobaczysz! Tylko wylądujecie, a tak Was będą ręce swędziały, że od razu popędzicie do klawiatury – nie dowierzał nieznajomy.
– Nie, no co Ty! Mamy już naprawdę dość szukania neta, spędzania czasu przed kompem i pisania. Tym razem tylko relaks – dodała Ona.
– Możemy się założyć!
– Spoko, możemy.
Kurde, mogliśmy się założyć.
Choć dobrze się stało, że nie miałem racji.
Hej, a w Gruzji kiedy planujecie być? Może w drugiej połowie lipca? Chętnie na jakieś chinchalli razem byśmy się wybrali :)
Szaszłyczki pierwsza klasa – a przynajmniej takie sprawiają wrażenie:)
Co do lotniska… niezły sajgon w tym kirgistanie:P
W Uzbekistanie także popularne są te pyszne szaszłyki. Cały czas wspominam ich smak z uśmiechem na ustach.