Do Cameron Highlands dotarliśmy późnym popołudniem i poza wstępnym rekonesansem nic więcej nie zrobiliśmy. Mimo to, region ten pokochaliśmy miłością bezgraniczna od pierwszego wejrzenia. Nie zgadniecie dlaczego?!
Wysiadamy w centrum Thana Rata i czujemy chłodne, rześkie powietrze, z jakim nie mieliśmy kontaktu juz od ponad pięciu miesięcy. Azja Południowo-Wschodnia to ciągła przytłaczająca wilgoć i lepki gorąc (poza miejscami klimatyzowanymi, w których można się przeziębić), zwłaszcza w kwietniu i maju temperatura stawła się nieznośna. W Cameron Hihglands w końcu czujemy się jak u siebie i od razu na następny dzień planujemy kilkugodzinną trasę po okolicznych górkach. Główny cel – plantacje herbaty.
W Tanah Rata zabudowa nie jest już tak ciekawa, jak w George Town. To raczej szare i brzydkie {joomplu:2206}miasteczko, ale kocioł kulturowy jest nie mniejszy niż na Penangu. Różnica jest taka, że tu nie widać klarownie podziału dzielnic na chińskie, hinduskie i muzułmańskie. Tutaj wszystko jest kompletnie przemieszane. Knajpa hinduska sąsiaduje z malajską, co więcej nawet widzimy, że i Hindusi jedzą w knajpie malajskiej lub chińskiej. Tego na Penangu nie zaobserwowaliśmy. My jemy typowo indyjskie jedzenie. Idę w ślady tubylców i zamiast sztućców postanawiam jeść prawą ręką. Sprzedawca spogląda na mnie z aprobatą, jakby chciał powiedzieć – swój człowiek, ale interakcja nie zachodzi. Tylko uważnie mi się przygląda, jak pałaszuję moje ulubione danie z subkontynentu.
Rano wstajemy wcześnie, „odkurzamy” nasze górskie buty i wchodzimy na ścieżkę przez las. Hmm… No właśnie, czy to na pewno jest las? Kto widział w lesie ogromne palmy i paprocie. Z drugiej strony świerki w dżungli też nie rosną. Nie wdając się w szczegóły po około 2h docieramy do drogi, zatrzymujemy jakąś ciężarówkę, a kierowca mówi, że jedzie dokładnie tam, gdzie potrzebujemy. Czego chcieć więcej?
Po 15 minutach stoimy przy fabryce herbaty rozdziawiając usta z zaskoczenia. Jesteśmy oczarowani widokiem, jaki nas otacza. Zieleń. Soczysta zieleń i gdzie okiem sięgnąć rośnie herbata. Widok z punktu nad fabryką jest prześliczny. Pofalowane wzgórza wyglądają jakby ktoś do nich poprzyczepiał prostokątne cegły o kolorze zielonym. Mimo, iż zbocza wzgórz nieraz opadają w dół niemal pionowo, „cegiełki” uformowane z krzaków herbaty nie odpadają. Wszystko ślicznie faluje i tworzy iście bajkowy krajobraz tym bardziej, że jest tuż po deszczu, nad wzgórzami unosi się lekka mgła, a słońce zaczyna powoli przedzierać się przez błękitne dziury.
Czuje się trochę jak w Chinach wśród tarasów ryżowych. Ta sama zasada – piękno natury połączone z pracą ludzkich rak, które tam musiały wymodelować tarasy i zasiać ryż, a tu wykarczować las i posadzić krzaki herbaty. Cofam się myślami do opinii kilku osób, które Malezję przedstawiły mi, jako nudny kraj. Ignoranci? A może po prostu mamy odmienne potrzeby poznawcze?
Zwiedzamy fabrykę herbaty, a raczej jej linię obróbki liści herbaty. Nie oszałamia nas, ale i tak dajemy się skusić na degustację. Chwilę później już powoli schodzimy w dół ciągle podziwiając wzgórza praktycznie w 100% pokryte herbata. Będąc już prawie na dole zatrzymujemy jakieś auto, a jego właściciele udają się wprost do Tanah Rata. Idealnie!
W aucie Alicja pyta mnie, czy oni mówią po chińsku. Stwierdzam, po wyłapaniu kilku znajomych słówek, że tak. Pytam, co tu robią, gdzie mieszkają etc. Okazuje się, przyjechali na kilkudniowy odpoczynek z Kuala Lumpur, gdzie na codzień pracują. Zaczynam się zastanawiać, czy wszystkie mniejszości mówią tutaj swoimi językami, a np. w kontaktach Hindus – Chińczyk komunikują się po malajsku? Pewnie tak, ale trzeba to sprawdzić. Tymczasem dojeżdżamy do miasta. Bardzo ładnie działa autostop w Malezji :) Naszym dobroczyńcom dziękujemy i udajemy się na zasłużoną kolację – dziś zjemy… może coś indyjskiego, a może chińskiego. Stawiamy jednak ostatecznie na kuchnie malajską :) Ach ta orgia smaków! Zamawiamy pyszne chicken curry z roti. Najadamy się tak, że ledwo dochodzimy do naszego hostelu. Jakie tu jest pyszne jedzenie i jakie tanie! Wypasiona kolacja dla dwojga za 7 zl! Bardzo lubimy Malezję :)
Następnego dnia, powtórka z rozrywki. Wychodzimy za miasto i wyciągamy kciuka. Dziś cel to druga z {joomplu:2207}plantacji herbaty firmy BOH. Zastanawialiśmy się czy warto jechać, bo może być podobnie, jak wczoraj, ale po dotarciu na miejsce wszelkie nasze wątpliwości zostały rozwiane. Warto! Ta plantacja położona nieopodal Brinchang jest jeszcze piękniejsza. Można wspiąć się na wysokość 2000 m n.p.m. i stamtąd podziwiać połacie zieleni wyglądające jak żywy dywan. Wygląda to bajecznie i wszystkim gorąco polecamy Cameron Highlands w przerwie między rozgrzanymi plażami Malezji, a jeszcze bardziej nagrzanym Kuala Lumpur ;)