Magda Biskup opowiada o trudnych chwilach podczas azjatyckich festiwal, gdzie o dobre kadry trzeba walczyć niemal fizycznie. Dowiecie się też jak znaleźć redakcję, która kupi nasz materiał. Czy Internet to najlepsze medium do promocji tego, co robimy? A jeśli tak, to czy działać tylko na polskim rynku, czy też na anglojęzycznym? Zapraszamy na drugi podróżniczy wywiad bez cenzury.
Co najbardziej lubisz fotografować?
Najogólniej mówiąc – kulturę i tradycję. Jeśli miałabym być bardziej specyficzna, to powiedziałabym, że ludzi w ich naturalnym otoczeniu, obrzędy, zwyczaje, festiwale, życie codzienne. Czyli wszystko to co składa się na kulturę danego miejsca i danej społeczności. Z prędkością światła tracę zainteresowanie pejzażami, które swego czasu lubiłam, zupełnie nie interesuje mnie fotografowanie architektury (chyba, że występuje w niej element ludzki) ani fotografia studyjna.
Z ludźmi to trochę inaczej niż z pejzażami. Ludzie czują, myślą… Czasem są bariery kulturowe. Kogo wybierasz i jak „zbliżasz się z aparatem” do potencjalnie interesującej Cię osoby?
Szukam ciekawych twarzy i postaci charatkerystycznych dla danego miejsca. Obserwuję ludzi, uśmiecham się do nich. Jeśli odwzajemniają uśmiech, podchodzę, rozmawiam (jeśli oboje mówimy w tym samym języku), lub na migi pytam czy mogę zrobić zdjęcie. Nie naciskam. Jeśli nie ma zgody to grzecznie dziękuje i idę dalej. Jeśli jest, robię zdjęcie i zawsze pokazuję je mojemu modelowi. To w 100% przypadków wywołuje u nich uśmiech. Jeśli tylko pozwala mi na to czas, staram się spędzić choćby kilka minut na rozmowie, bo ci ludzie naprawdę mnie interesują.
To oczywiście nie zawsze jest takie proste i nie wszędzie działa. Np. zrobienie zdjęcia nieznajomemu w centrum Sydney jest o wiele trudniejsze niż zrobienia zdjęcia nieznajomemu w Delhi. Zauważyłam, że im bogatsze społeczeństwo tym mniej ufności. Ludzie widząc kogoś z aparatem odwracają się, unikają kontaktu wzrokowego. Dlatego lubię fotografować w Azji, bo tam ludzie są bardziej otwarci.
Zupełne inną strategię przyjmuję, kiedy chcę fotografować niepozowane sceny z życia codziennego, np rytuał w świątyni, albo uliczną scenę. Staję wtedy gdzieś z boku, żeby nie przeszkadzać, ale nie ukrywam się. Obserwuję. Nie pytam wtedy o zgodę, ale jeśli widzę, że dana osoba nie ma ochoty na zdjęcie (a to bardzo łatwo wyczuć), szanuję to.
Są też sytuacje, kiedy żeby dobrze sfotografować jakieś wydarzenie, trzeba wejść między ludzi. Tak było np. z fotografowaniem festiwalu Thaipusam w Malezji. Tam metoda na stanie z boku nie miała żadnej szansy. Trzeba było wejść w tłum i walczyło się o ujęcia z innymi fotografami (którzy czasem potrafią być dosyć agresywni).
{Na Thaipusam było aż tak agresywnie? Musiałaś faktycznie walczyć o kadry? To dość interesująca kwaestia, którą poruszyłaś i przypomniałaś mi Luang Prabang o poranku. Tam codziennie rano na wyznaczonej ulicy zbiera się chmara turystów z aparatmi i nie raz wali mnichom po oczach flashem lub ustawia się ze statywami tak blisko, że mnisi nie mają jak przejść, żeby zebrać darowane jedzenie. Co myślisz o takim zachowaniu jako osoba fotografująca? Gdzie jest granica walki o dobry kadr i szacunku dla ludzi fotografowanych? Czy może w ogóle tego szacunku nie ma?
Było w czasie Thaipusamu kilka momentów, kiedy trzeba było walczyć o ujęcia. Np. w drugim dniu obchodów festiwalu, kiedy pobożni Hindusi nakłuwają w ramach pokuty swoje ciała. Przygotowania do tego zaczynały się w środku nocy obok pewnej niewielkiej świątyni. Na miejsce dotarłam koło 5 rano, kiedy było jeszcze zupełnie ciemno, a na miejscu zastałam więcej fotografów niż Hindusów przygotowujących się do tego niezwykłego dnia. Większość fotografów obwieszona dwoma aparatami i nerwowo biegająca od jednego pokutnika do drugiego, przepychająca się łokciami itp. Mało który z nich przyszedł tam, żeby zobaczyć to wydarzenie. Większość przyszła po zdjęcia i to było wyraźnie widać. Przepychanie się, przystawianie pokutnikom obiektywu pod sam nos itp. Żadnego zainteresowania tym co się dzieje. Trochę to wyglądało jak jakieś fotograficzne zawody.
Takie sytuacje są dla mnie dosyć trudne, bo z jednej strony nie chcę włazić na głowę pokutnikom, dla których to bardzo ważne i duchowe przeżycie, a z drugiej po to między innymi tam jestem, żeby to sfotografować. Jednak nie mam w sobie tyle tupetu, żeby chamsko wciskać się na miejsce innego fotografa, żeby zdobyć ujęcie. Poza tym mnie naprawdę interesowały te wszystkie rytuały, którym poddawali się pokutnicy, więc swój czas podzieliłam pół na pół między robieniem zdjęć i obserwację tego, co się działo dookoła.
Nie chcę oceniać tych fotografów, którzy w walce o każde ujęcie zapominają, że nie są sami, bo to nie moja sprawa. Mogę im zwrócić uwagę, ale wiem, że to nic nie da, bo większości fotografów zależy przede wszystkim na tym, żeby zdobyć unikalne ujęcie i często z mało czym się liczą. Ja też chcę zdobywać unikalne ujęcia, ale brak mi tupetu, żeby iść po trupach do celu. Między innymi dlatego wróciłam z Thaipusamu dosyć rozczarowana jeśli chodzi o zdjęcia. Chyba za mało się przepychałam, żeby zdobyć ujęcia o jakich marzyłam. A może takie ujęcia można zdobyć bez przepychania się, ale ja muszę się tej sztuki dopiero nauczyć?
Czy jest wśród fotografów szacunek dla fotografowanych ludzi? Wśród wielu fotografów jest, ale są i tacy, którym nawet do głowy nie przyjdzie, że taki szacunek się należy. Wydaje mi się, że to ile tego szacunku jest zależy przede wszystkim od tego co jako fotograf chcę osiągnąć. Jeśli chcę po prostu dużo fajnych, kolorowych zdjęć, to mogę pstrykać jedno za drugim nie zastanawiając się nad tym po co to tak naprawdę robię. Jeśli jednak zależy mi na uchwyceniu klimatu, charakteru miejsca czy osoby, to szacunek do miejsca i osoby jest niezbędny. Bo żeby uchwycić klimat i charakter trzeba się tematem zdjęcia choć trochę zainteresować. A to łączy się z tym, że należy zwolnić, porozmawiać, zadać kilka pytań itp.
Sama cały czas się jeszcze tego uczę, ale wydaje mi się, że w ostatnich dwóch latach zrobiłam w tej kwestii spory postęp. Wyraźnie czuję, że o wiele mniej we mnie chęci do tego, żeby po prostu utrwalać kolejne miejsca i kolejnych ludzi, a coraz bardziej staram się, żeby w zdjęciach oddać klimat miejsc, które fotografuję. To czy mi to wychodzi to jest inna kwestia. Myślę, że najważniejsze, iż mam świadomość tego, do czego chcę dążyć i krok za krokiem tam zmierzam.
Czy to oznacza, że raczej w przyszłości zrezygnujesz z takich „zawodów” jak wspomniany przez Ciebie Thaipusam w Malezji czy Ukrzyżowanie na Filipinach lub Festiwal Wegetariański na Phuket? Będziesz szukać kadrów na ulicy i starać się oddać klimat zdjęcia w spokoju i bez pośpiechu?
W żadnym wypadku! Uwielbiam takie klimaty, kiedy dużo się dzieje, jedna sytuacja godni kolejną, nie ma czasu na ustawianie modela, na pozowanie. Robienie zdjęć na takich imprezach, festiwalach, uroczystościach jest trochę stresujące, bo ma się często tylko jedną szansę na większość ujęć, ale chyba właśnie dlatego tak to lubię. To świetna okazja, żeby się sprawdzić. Przy czym to nie muszą być od razu hardcorowe festiwale w Azji.
W Wielkanoc fotografowałam u znajomych dzieciaki bawiące się w ogródku i to było równie intensywne ćwiczenie o podobnym stopniu trudności jak Thaipusam. Przyjęło się też, że fotografuję w pracy nasze imprezy i to też jest wyzwanie, bo to nie takie proste oddać kilmat i charakter wydarzenia, bez względu na to czy chodzi o hinduski festiwal, czy też może o bożonarodzeniową imprezę w pracy. Generalnie interesują mnie wszystkie sytuacje/sceny/imprezy/wydarzenia, w których akcja szybko się dzieje. No, może poza weselami. Choć oczywiście nie stronię też od spokojnych kadrów, które czasem wymagają czasu i cierpliwości. W końcu nie zawsze jest pod ręką jakiś festiwal, czy inna uroczystość.
Wszystko jasne. Zmieńmy teraz trochę temat. Mam wrażenie, że fotograficznie działasz bardziej w angielskojęzycznym Internecie, niż w polskim. Czy to dlatego, że upatrujesz większe szanse na ewentualną sprzedaż swoich zdjęć do zagranicznych tytułów? Myślałaś kiedyś o tym, aby żyć z robienia zdjęć czy podchodzisz do tego bardziej na zasadzie – co będzie to będzie, a ja i tak robię swoje?
W angielskojęzycznym jest dużo więcej możliwości, ale równocześnie jest zdecydowanie większa konkurencja. Trzeba być wyraźnie lepszym od większości, żeby odnieść choćby najmniejszy sukces. Polski rynek prasowy jest znowu bardzo mały. Bez względu na to, czy wybiera się rynek polski czy zagraniczny, najważniejsza jest chyba konsekwencja, czyli regularne wysyłanie materiałów.
Oczywiście, że myślałam o tym, żeby żyć z robiebnia zdjęć. Jest to jednak bardzo trudny do zrealizowania cel, szczególnie w przypadku fotografii podróżniiczej (bo ze studyjnej czy ślubnej żyć się da). Jest cała masa fotografów, która żyje z takich rzeczy jak prowadzenie warsztatów czy pisanie e-booków itp, ale fotografów, którzy żyją wyłącznie z fotografii podróżniczej jest bardzo niewielu. Tak więc jestem realistką. Zdjęcia robię i nadal będę robić, od czasu do czasu uda się coś opublikować, co miesiąc sprzeda się kilka zdjęć, ale wiem, że póki co żyć się z tego nie da. Dlatego fotografia to coś, co robię trochę jakby na boku.
Oczywiście można zaryzykować, rzucić pracę i w 100% poświęcić się fotografii. Takie podejście narazie jednak mnie nie interesuje, bo nie wydaje mi się, żebym była fotograficznie na takim poziomie, żeby móc sobie na to pozwolić. Bardziej praktyczne wydaje mi się pozostanie przy „day job” i rozwijanie się fotograficznie w wolnym czasie.
{Czy zgodzisz się z tezą, że gazety podróżnicze i około podróżnicze czy szerzej różne w ogóle media wykorzystują fakt, że podróżować coraz łatwiej, dobry sprzęt jest coraz tańszy i w sumie każdy może zrobić niezłe zdjęcie, a potem je sprzedać? Oczywiście za wiele mniej niż wziąłby za takie zdjęcie profesjonalny czy nawet półprofesjonalny fotograf?
Wydaje mi się, że wymagania gazet i magazynów są nadal tak samo wysokie jak kiedyś. Róźnica jest jednak taka, że ludzi, którzy są w stanie dostarczyć dobrej jakości materiał jest dziś dużo więcej niż np. 10 lat temu, głównie dlatego, że fotografia jest dziś powszechnie dostępna (łatwiej o dobry sprzęt, o dobre kursy foto itp). Zmieniły się jendnak kwoty, jakie wydawcy są gotowi zaplacić za material. Podaż jest dużo większa niż popyt, więc stawki dyktują wydawcy, a nie fotografowie. I myślę, że coraz rzadziej głównym kryterium jest profesjonalizm fotografia. Liczy się przede wszystkim dobrej jakości materiał, który wydawca może kupić za cenę jaką uważa za stosowną.{/jb_brownbox} {jb_greenbox}Grono osób z profesjonalnym lub półprofesjonalnym sprzętem faktycznie szybko się zwiększa. Czym Ty fotografujesz? Jakie jest Twoje ulubione szkło?
{/jb_greenbox} {jb_brownbox}Obecnie 95% zdjęć robię zestawem Canon 5d Mark II ze szkłem Canon 24-70 f 2.8. Sporadycznie używam 70-200 f4 i 50mm f1.8. Był taki czas, że miałam siedem obiektywów (chyba każdy początkujący fotograf przechodzi przez etap fascynacji sprzętem i wierzy, że im ma go więcej tym lepsze będą jego zdjęcia :) ), ale po jakimś czasie doszłam do wniosku, że taka ilość sprzętu tylko komplikuje sprawę, i większość z nich sprzedałam. Zostały tylko te wspomniane trzy. Teraz jest o wiele prościej. 24-70mm spłenia swoją rolę w większości sytuacji. Zupełnie nie mam poczucia, że coś tracę na tym, że nie mam obiektywu szerokokątnego, czy jakiejś super jasnej stałki. Minimalizm sprzętowy zdecydowanie mi służy :)
Sporadycznie używam statywu, czasem zakładam filtr polaryzacyjny, choć ostatnio robię to coraz rzadziej. Generalnie cenię sobie sprzętową prostotę. Wtedy łatwiej mi skupić się na robieniu zdjęć.
Prowadzisz fanpage na Facebooku, gdzie publikujesz swoje nowe zdjęcia. Masz też stronę internetową www.magdabiskup.com ze swoim portfolio. Robisz to dla frajdy, jest to kanał promocji, czy jeszcze z jakiegoś innego powodu?
W dzisiejszych czasach jeśli chcesz zaoferować innym jakiś produkt czy usługę, a nie ma cię w internecie, to tak jakby w ogóle cię nie było. Więc stworzenie portfolio online, bloga czy fanpagu na facebooku to w dzisiejszych czasach sprawy konieczne. Moje portfolio to kilkadziesiąt zdjęć, które uważam za swoje najlepsze, na blogu staram się regularnie wrzucać nowy materiał oraz zdjęcia z poprzednich podróży, a Facebook służy mi do informowania zainteresowanych ludzi o tym, co się u mnie dzieje fotograficznie.
Przyznam, że Facebookowi poświęcem niewiele czasu. Po prostu to nie jest najlepszy sposób na komunikację z osobami, na których uwadze najbardziej mi zależy (czyli m.in. redaktorzy gazet czy magazynów). Pewnie, że fajnie dostać na blogu czy facebooku miły komentarz od czytelnika na temat tego czy innego zdjęcia, ale dawno już minął mi etap, kiedy to było dla mnie najważniejsze :)
Jaki jest więc według Ciebie najlepszy sposób docierania do wydawców/redakcji?
Dopiero kilka miesięcy temu zaczęłam bardziej na serio próbować sił w publikowaniu swoich zdjęć. Moja dotychczasowa metoda to po prostu wysłanie e-maila do redaktora naczelnego wybranej publikacji. W e-mailu krótko się przedstawiam, piszę kilka zdań o proponowanym materiale i wrzucam link z kilkoma proponowanymi zdjęciami. A potem czekam, co trwa zazwyczaj dosyć długo. Po kilku tygodniach, jeśli nie ma odpowiedzi, grzecznie przypominam o sobie i tak aż do skutku, tzn. aż dostanę jakąś odpowiedź – pozytywną, albo negatywną.
Jak widać po jednej z ostatnich okładek Poznaj Świat Twoja strategia wydaje się być prawidłowa. Gratuluję. Tak na koniec, czego życzy się fotografom podróżniczym?
Dzięki. Strategia póki co ma jakieś 25% skuteczności, więc chyba nie jest źle :) Fotografom podróżniczym życzę po pierwsze cierpliwości, bo najlepsze zdjęcia to zazwyczaj te, w które zainwestowało się trochę czasu, czekając na idealny moment.
Dzięki za wywiad i powodzenia na dalszej drodze fotograficznego rozwoju ;)
Jeśli macie pytania do Magdy, wpisujcie je w komentarzach.
Rozmawiał Andrzej Budnik
Magda Biskup o sobie:
Pochodzę ze Śląska, mieszkam w Australii od początku 2005 roku z 20-miesięczną przerwą na podróż po Azji i Ameryce Południowej. Fotografią zainteresowałam się około 8 lat temu, ale bardziej na poważnie dopiero od 1,5 roku. O życiu w Australii i podróżach piszę na www.careerbreak.pl, fotograficznie na www.magdabiskup.com
Jak robić zdjęcia w krajach muzułmańskich? Mam tu na myśli choćby Egipt. Byłem jakiś czas temu, oczywiście na własną rękę, sporo jeździliśmy lokalnymi środkami transportu. Nawet przy próbie fotografowania niektórych ciekawych budynków w mniej turystycznych częściach Kairu spotykałem się z agresją ludzi, którzy gdzieś tam przypadkiem zostali uchwyceni na zdjęciu. Generalnie wydawało mi się, że sam widok aparatu wzbudzał w nich niechęć i złość.
co jeśli chcę sfotografować grupę ludzi w sytuacji dużego tłoku, gdzie po prostu nie da się zatrzymać i do kogoś uśmiechnąć zagadać, chcę pokazać np jakiś duży bazar?
Moje doświadczenie z fotografowaniem w krajach arabskich jest dosyć ograniczone – mam za sobą tylko Jordanię i Turcję – więc chyba niewiele poradzę :( Muszę przyznać, że często odnoszę wrażenie, że jako kobieta lepiej zostaję odebrana przez potencjalnych „modeli” i zazwyczaj dostaję zgodę na zdjęcia. Co ciekawe mężczyźni zgadzają się prawie zawsze, kobiety niekoniecznie.
Jeśli widzisz, że ktoś reaguje agresją to po prostu nie rób zdjęcia. Prędzej czy później znajdziesz kogos innego, kogos kto z przyjemnością zapozuje. Moja zasada numer 1 to nic na siłę w przypadku fotografowania ludzi. Wiem, że czasem aż skręca żeby zrobić komuś zdjęcie, bo scena jest akurat świetna, ale jeśli ta osoba zapozuje z niechęcią, albo zdjęcie będzie zrobione z ukrycia, to będzie to na zdjęciu widać i nie będzie ono tak dobre jak mogłoby być, gdyby model pozował bez foch. Ja w takich sytuacjach rezygnuję z robienia zdjęcia, mimo, że bardzo mnie kusi. Po prostu wiem, że to będzie słaba fota.
Jeśli chodzi o fotografowanie ruchliwych miejsc typu bazar to ja robię to tak, że staję gdzieś z boku tak, żeby nie blokować ruchu i obserwuję dosyć długo. Czekam aż pojawi się ciekawa scenka albo ciekawa osoba i robię zdjęcie (wcześniej, zanim wybiorę miejsce, z którego będę obserwować, to przez jakiś czas szukam takiego miejsca; nie staje byle gdzie w pierwszym lepszym miejscu). W takich miejscach trzeba dużo obserwować i generalnie spędzić trochę czasu, bo potrafią przytłaczać.
Generalnie to moja rada jest taka, żeby robić dużo zdjęć, próbować róznych ujęć z różnych miejsc, kątów itp. Nie każde zdjęcie musi być zrobione na stojąco. Można przykucnąć, stanąć na ławkę itp. W ten sposób zdjęcia nie będą na jedną modłę.
kolejny bardzo ciekawy wywiad…
Za dwa tygodnie też będzie ciekawy :)
Równie świetny jak poprzedni. Andrzej: zapowiada się rewelacyjny cykl!
Magdzie pozostaje tylko pogratulować super bloga i zdjęć. Nie da się na Ciebie nie trafić buszując w necie i szperając różnych info nt. podróży :) Tak dalej!
Bardzo ciekawy wywiad. Podziwiam determinację, bo wydawałoby się, że obecnie jest dostępnych tyle zdjęć z bliższych i z tych najdalszych zakątków świata, że ciężko się przebić, a jednak można… Z drugiej strony, zauważyłem, że niektóre tytuły nie kładą nacisku na jakość zdjęć i biorą co popadnie….
Świetny wywiad!
No
coz obejrzałem Pani zdjęcia na blogu i muszę powiedzieć ze sa to zwykle pstryki.
Na pierwszy rzut oka moga wydac sie ciekawe bo przedstawiaja egzotyczne dla nas
miejsca. Jednak po chwili widać ze sa to zwykle podroznicze zdjęcia. Widziałem
wiele blogów ludzi ktozy podrozowali po Azji i robili podobne zdjęcia często zwykłymi aparatami. Azja jest kolorowa i takie zdjęcia moze tam
wykonac prawie kazdy. Jedyna roznica miedzy tymi zdjęciami jest tylko w jakosc
tamte sa robione zwyklymi „malpkami” a te zestawem za 15 tys. zl. Talent sie ma
albo nie i nawet drogi sprzet nie pomoze a ja w tych zdjeciach tego talenu nie
widze. Zdjecia sa nudne i do tego maja jakis taki ciezki charakter jakby byly
silowo robione (takie mam odczucie). Jest wielu ludzi nawet w Polsce , ktorzy
robia naprawdę fantastyczne fotki, które sie ogląda z zapartym tchem i ci ludzie
wlasnie wygrywają konkursy, Pchając na sile swoje zdjęcia do gazet i robiac
medialny szum wokol swojej osoby mozna jakos tam zaistnieć ale bez tego czegos
co nazywa sie talentem sukcesu sie nie osiagnie.
Redaktorzy kilku magazynów podróżniczych ublikując matriał Magdy,uznali, że nie masz racji pisząc, że jej zdjęcia są słabe. Dziewczyna poszła za ciosem, kupiła porządny sprzęt, zainwestowała w swoją pasję pieniędze, czas i energię…i ma wymierne efekty. To jest sukces.