Najpierw pomyślałem: kolejne młode dziewczyny, którym świat stanął pod stopami, a za chwilę uderzył prosto w uśmiechniętą twarz. Po chwili refleksji, wróciłem myślami do 2007 roku, do naszego porwania w La Paz. Byłem taki sam i popełniłem podobne błędy. Zapraszam na szczery do bólu wywiad z dwiema młodymi Polkami, które zostały uprowadzone w Afryce.
To na rozgrzewkę, jakie to uczucie, gdy po ciężkiej pracy i zarabianiu pieniędzy w Anglii na podróż dookoła świata, nagle dawne marzenie się spełnia i wsiadacie w samolot na Okęciu?
Agnieszka Szyszka: No totalna abstrakcja! że to już?! że tak szybko?!
Ela Szymanek: Mieszanka wszystkich emocji świata! Wielkie podekscytowanie, strach, świadomość, że idę w tak nieznane, że tyle może się wydarzyć, tyle zmienić! Jazda bez trzymanki!
Miałyście wrażenie, że świat jest u Waszych stóp?
A: Haha! Oczywiście, że tak!
E: Zdecydowanie tak! :) Mówiłam sobie: Szymanek skoro możesz wyruszyć w podróż dookoła świata tzn. że możesz wszystko!
Długo się przygotowywałyście przed wylotem?
Takie już konkretne, intensywne przygotowywania rozpoczęłyśmy w październiku 2012 roku, od tamtego czasu nie było dnia, żeby nie pojawił się w naszych rozmowach temat podróży. Ustalenie trasy, szczegółowy „research”, szczepienia, rozpoczęcie pracy nad blogiem no i oczywiście oszczędzanie pełną parą.
Bloga piszecie na Facebooku począwszy od przygotowań. Dzięki temu fajnie widać, jak budują się w Was emocje przed wyjazdem. Nagle nadchodzi 2. sierpnia, wsiadacie do samolotu i lądujecie w…
…Kapsztadzie, już ten sam początek podróży zafundował nam niezłą niespodziankę! Wyobraź sobie: dojeżdżamy na Okęcie, a tam okazuje się, że nasz pierwszy lot jest strasznie opóźniony, co jednocześnie uniemożliwia nam zdążenie na nasze dwa kolejne loty. Linie lotnicze zrobiły tak straszny bałagan z naszymi przesiadkami, że nie mając innego wyjścia, wręczają nam bilety do biznes klasy! :) Tak więc rozpoczęłyśmy tę podróż od kieliszka szampana na pokładzie… :) Dobry początek, co?
Super! A nie bałyście się trochę Afryki? Aga piszesz w pewnym momencie na Waszym Facebooku, że Ela ma obawy i musisz ją przekonywać, uspokajać?
A: Gdy tylko podjęłam decyzję i powiedziałam Eli: ”Jadę z Tobą!” wiedziałam, że będę musiała ją do odwiedzenia Afryki namówić. Dopiero co wróciłam wtedy z wolontariatu w Kenii, zakochana w Czarnym Ladzie po uszy! Nie wyobrażałam sobie podróży dookoła świata bez tego kontynentu! Przegadałyśmy na temat Afryki wiele godzin, poruszając kontrowersyjne kwestie bezpieczeństwa. Byłam jednak przekonana, że gdy tylko Ela dotrze do tego miejsca, jej obawy znikną i oniemieje z wrażenia, jak bardzo inny to świat, jak fascynujący…
Ela, czego się najbardziej obawiałaś?
E: Ja byłam nakarmiona informacjami od wszystkowiedzących ludzi, którzy zresztą pewnie nigdy tam nie byli, jak bardzo jest tam niebezpiecznie. Chyba w swojej głowie tak mocno to zakodowałam, że w moich pierwotnych planach podróży, jeszcze z 2011, Afryki na trasie nie było. Co to by była za strata!
No ale co mówili? Że wojny domowe, że kradną, gwałcą? Że porwania? To wszystko w Afryce się dzieje i jeśli ktoś z podróży nie wraca to często właśnie z jej afrykańskiej części. Wiem, że to stereotypy, że Afryka ma dwie twarze, ale tak samo jak Ameryka Łacińska do podróżowania na pierwszy etap nie jest najłatwiejsza.
E: To wszystko co wymieniłeś to prawda, plus choroby. I gdyby nie Aga, która była w Afryce rok wcześniej, ominęłabym ją szerokim łukiem. Przekonała mnie jednak, że tam po prostu trzeba być ostrożnym, tak jak wszędzie indziej na świecie.
Wylądowałyście w Kapsztadzie, potem pojechałyście do Namibii, Zambii, Zimbabwe, Mozambiku i wjeżdżacie w końcu lądem do Tanzanii, która jeszcze kilka lat temu była bardzo turystycznym i stosunkowo bezpiecznym kierunkiem. Pisałyście na FB, że już na granicy macie problemy. Jak się wtedy czułyście już po kilku tygodniach na Czarnym Lądzie?
A: Czułyśmy ogromny przypływ pozytywnej energii, uwielbiałyśmy to podróżowanie po Afryce – zupełnie jakbyśmy przecierały nowe szlaki, aż tak rzadko spotykałyśmy tam podróżników. Czułyśmy, że możemy wszystko, złapałyśmy tzw. ”flow”, podróżowanie lokalnymi autobusami okazało się być w pełni wykonalne, podjęłyśmy więc wyzwanie i postanowiłyśmy spróbować dotrzeć do Etiopii lądem. Nasze problemy zaczęły się przy przekraczaniu granicy Mozambik-Tanzania… Skorumpowana policja uciekająca z naszymi paszportami, wrogo nastawieni lokalni, wyczerpująca przeprawa przez rzekę, piaski, cuda nie widy.. Szczęśliwie, dzięki pomocy dobrych ludzi, udało nam się wreszcie znaleźć na terytorium Tanzanii. No i znowu ten zachwyt! Kolejna zupełnie inna odsłona Afryki!
E: A ten caly “flow” w dużej mierze wynikał z tego, że Afryka, którą odkrywałam, nie miała nic wspólnego z moim wcześniejszym wyobrażeniem o tym kontynencie. Nie miałam momentów, w których czułabym się niepewnie, ludzie okazali się być bardzo otwarci, pomocni. Zupełnie inne doświadczenie od tego, którego się spodziewałam.
Aga, nie sądzisz że to trochę naiwne myśleć, że przecieracie szlaki w Afryce? OK, nie jest tak popularna jak Azja, ale mimo wszystko to kontynent, na którym biali sobie całkiem nieźle radzili już od dłuższego czasu.
A: Może to nie było najodpowiedniejsze słowo, zdecydowanie jednak podróżując po Afryce, można nabrać takiego wrażenia. Choćby fakt, że pierwszego backpackera spotkałyśmy z Elą dopiero w Etiopii – po dwóch miesiącach podróżowania po Czarnym Lądzie…;) Będąc teraz w Azji – a jest to moja pierwsza wizyta na tym kontynencie – widzę kolosalną różnicę w podróżowaniu! Pewnie to kwestia gustu. Afryka to zdecydowanie nie łatwe miejsce do podróży i to właśnie sprawia, że jest tak fascynująca i nie sposób się jej oprzeć.
Rozumiem. Wspominacie, że początkowo planowałyście do Etiopii wlecieć samolotem? Skąd i dlaczego?
A: Planowałyśmy lot z Zimbabwe. Czułyśmy się tam jednak ciągle jeszcze nienasycone Afryką w tej podróży. I tak jak wcześniej nawet do głowy by nam nie przyszło, że w Afryce można przekraczać granice lądem, tak tam poczułyśmy, że damy radę, dostałyśmy wiatru w żagle. Ela złapała bakcyla – chciała więcej, a ja tym bardziej. :)
Czyli to były bardziej ograniczenia czasowe? Drąże temat, bo to najgorsze w Waszej podróży stało się w Tanzanii, do której wcześniej nie planowałyście jechać? Jaki był powód?
Ograniczenia czasowe zdecydowanie. Planując trasę podróży jeszcze w Londynie, na Afrykę przeznaczyłyśmy dwa miesiące. To dopiero będąc na miejscu, chciałyśmy więcej, stąd ta zmiana planów i wydłużenie naszego pobytu na Czarnym Lądzie. Na dotarcie do Etiopii przez Mozambik, Tanzanię i Kenię przeznaczyłyśmy 3 dodatkowe tygodnie.
Wróćmy do stereotypów. Zwykły śmiertelnik słysząc Tanzania pomyśli: „Gdzie to jest?”, a ktoś bardziej zorientowany: Ooo! W Afryce! Krystyna Czubówna o niej tyle opowiadała!” A jak widzą Tanzanię dziewczyny z offtoseetheworld?
Tanzania… przepięknie, ZIELONO, to pierwsza rzecz, na którą zwróciłyśmy uwagę. Przedtem miałyśmy porę suchą w Zambii i w Zimbabwe, Tanzania więc nas przyrodniczo zachwyciła! No i ci ludzie! Otwarci, przemili, pomocni. Pyszne jedzenie, idealna destynacja turystyczna! No i jest dla nas jeszcze niestety ta zupełnie inna strona Tanzanii…
No właśnie. Dochodzimy do sedna. Pamiętam jak dziś, wieczorne La Paz, podróż taksówką w stronę centrum miasta. Nagle samochód się zatrzymuje. Drzwi się otwierają, a ja chcę powiedzieć: “Ej stary, taxi jest zajetę” i wtedy widzę pistolety. Uświadamiam sobie – cholera, to nie dzieje się naprawdę! Właśnie nas porywają!
Jak to było z Wami? Co Wam zostało z tamtego momentu?
Wszystko jest jeszcze bardzo świeże, pamiętamy każdy szczegół. Samochód w pewnym momencie się zatrzymuje, blokują się drzwi, oni odwracają się do nas powoli, mówiąc: „we are not good people” („nie jesteśmy dobrymi ludźmi”). I ta ogromna zmiana na ich twarzach. Z dobrych ludzi wychodzą potwory…
Mówisz w liczbie mnogiej. Jacy oni?
A: Był nasz taksówkarz i „dyspozytor biletów”, z którym rozmawiałam wcześniej przez telefon. Ale od początku…
Słucham…
A: Dojeżdżamy do Dar es Salaam autobusem z Mtwary na południu kraju- kolejna długa podróż za nami, a jeszcze dłuższa przed nami, bo następnego dnia chcemy wsiąść w autobus i jechać do Kilimandżaro. Szukamy hotelu, okolica bardzo industrialna, ciężko się zorientować w tym, którędy do tych hoteli właściwie dojść, pytamy o drogę. Zatrzymujemy najbardziej schludnie wyglądającego faceta. Okazuje się, że pracuje jako taksówkarz i ma jakieś turystyczne biuro. Wspólnie docieramy do hotelu, trochę gadamy, wzbudza naszą sympatię. Poleca nam knajpę w okolicy, w której tanio i dobrze można zjeść, pokazuje kafejkę internetową. Umawiamy się z nim na kolejny poranek, by mógł nas zawieść na Ubungo – stację autobusów. Przy okazji oferuje pomoc w zakupieniu biletów autobusowych, jego brat jest dyspozytorem biletów. Zamawiamy je przez telefon, cieszymy się, że mamy jakiś problem z głowy.
Jest poranek dnia następnego. Przyjeżdża po nas punktualnie. Jest jeszcze ciemno, mało ludzi na ulicach. Krąży trochę z nami w poszukiwaniu sklepu, w którym mogłybyśmy kupić wodę na drogę. Dosiada się do samochodu „dyspozytor biletów” i jedziemy dalej. Jesteśmy przemęczone, Ela schorowana, nasza czujność jest totalnie uśpiona. Samochód zjeżdża w przedmieścia, powoli zwalnia, w końcu się zatrzymuje. Blokują się drzwi, a oni obracają się do nas powoli i z ogromnym skupieniem na twarzach mówią: ”we a re not good people”. Chcą kasy. Chcemy wierzyć im słowom.
Zaczynają się groźby. Chcą, abyśmy współpracowały, w przeciwnym wypadku wywiozą nas do domu ich szefa. Jeden z nich przesiada się do tyłu i rozpychając się między nami zaczyna przeszukiwanie. Natychmiast znajduje aparat, telefony, pyta o „money belt” („pasek z pieniędzmi”). Znajduje karty. Żąda prawidłowych kodów pin. W końcu ruszamy do bankomatu, zgarniając po drodze ich szefa. Jest więc ich trzech i my dwie. Zamknięte w samochodzie.
Wybierają całe dzienne limity, oddają karty, a my modlimy się o to, żeby nie blefowali, żeby rzeczywiście zależało im tylko na kasie, ale oni znowu gdzieś zjeżdżają. Nie mamy pojęcia, co się zaraz może stać. W końcu jednak otwierają drzwi, każą odejść jak najszybciej. Po dwóch godzinach przetrzymywania jesteśmy wolne.
Dużo tracicie pieniędzy? Limity pomogły?
A: Zapomniałam pinu do swojej drugiej karty, jak Boga kocham, czarna plama – szczęście w nieszczęściu. Porywacze tematu nie drążyli. Udało się nie stracić kilkuset dodatkowych dolarów, jednak z pierwsza karta już niestety nie było tak różowo. Razem z gotówką, którą przy nas znaleźli, straciłyśmy łącznie ok. 5000$, aparat i komórki. Szczęśliwie udało się ocalić drugi aparat, który był schowany głęboko w dużym plecaku.
E: Ja niestety straciłam więcej niż mogłam, bo wyjątkowo miałam na swoim koncie bieżącym więcej środków. Byłam chora, czułam się paskudnie, ciągle odkładałam “na potem” zrobienie przelewu wewnętrznego (na konto, do którego nie mam karty).
Chcieli tylko pieniędzy, sprzętu? Wam nic się nie stało?
E: Szczęśliwe chcieli tylko kasę. To były najdłuższe 2 godziny mojego życia. Wyobrażałam sobie najczarniejsze scenariusze. Myślałam, że moje życie właśnie się skończyło…
Co dalej? Biegniecie na policję? Informujecie ambasadę? Jak się zachowujecie po tym zdarzeniu?
A: Docieramy do możliwie najbezpieczniejszego miejsca, jakie przychodzi nam do głowy – bardzo drogiego luksusowego hotelu. Stamtąd wykonujemy wszystkie ważne telefon. Konsul zawodzi na całej linii, bagatelizuje sprawę kompletnie, odwodzi nas nawet od pójścia na policję, bo: „przecież jest skorumpowana, więc nic nie zrobi”. Nie słuchamy go i choć przestraszone, idziemy na komisariat. Po paru godzinach dostajemy raporty. Chociaż tyle. Obsługa hotelu staje na wysokości zadania, otacza nas tam opieką, daje za darmo zakwaterowanie i wyżywienie. Następnego dnia odprowadza na stację autobusów, opuszczamy Dar es Salaam, bo chcemy uciec jak najdalej i jak najszybciej.
Myślicie tylko o ucieczce z Tanzanii, czy też o powrocie do Polski?
A: Myślę o tym, że oszaleję, jeśli zostanę w jednym miejscu. Koniecznie trzeba się ruszyć. Tylko pytanie gdzie? Tego samego dnia, którego nas porwano i okradziono, Al Shabab atakuje w Nairobi, a my za kilka dni mamy się tam znaleźć… Wszystko nam się wali. Zadajemy sobie pytania: co dalej z Afryką? Czy nie lepiej już się przenieść do bezpiecznej Azji? Czy jednak dać jeszcze szanse Etiopii? W końcu każda z nas tak bardzo na nią czekała i to z jej powodu byłten cały tranzyt lądem po Afryce. Całe szczęście, że ostatecznie z niej nie zrezygnowałyśmy!
E: Chciałam uciec z Dar es Salaam. Nie myślałam o powrocie do Polski, wiedziałam, że nie chce podejmować
tak poważnej decyzji w emocjach. Chciałam tylko zamknąć się w bezpiecznym hotelowym pokoju, dać sobie czas na odchorowanie tego co się stało, po prostu dać sobie czas.
Wróćmy jeszcze na chwilę do tej taksówki. Piszecie, że w pewnym momencie dosiada się jakiś “dyspozytor biletów”. Nie piknęło Wam wtedy – kurde, coś tu nie gra? No i ten przypadkowy facet za kierownicą, który Wam poświęcił tyle czasu dnia poprzedniego?
Z pomocą od lokalnych w Afryce spotykałyśmy się na każdym kroku, jego uprzejmość nie była więc dla nas niczym wyjątkowym. Niestety dałyśmy się zmanipulować, intuicja zawiodła. Zmęczone, chore, nie dostrzegłyśmy, że coś nie gra. No i tak się stało, że popełniłyśmy błędy, których można było uniknąć.
Na przykład?
Nie umawiać się z żadnym taksówkarzem „na potem”, nie dawać możliwości zaplanowania czegokolwiek drugiej osobie. Nigdy nie godzić się na wejście do samochodu kolejnej osoby, tzw „przyjaciela” lub „brata”. No i przede wszystkim nie odkładać zrobienia przelewów na potem, nie trzymać przy sobie gotówki. Teraz analizujemy wszystko, każdy jeden ruch każdego oferującego pomoc, a i tej z reguły teraz odmawiamy…
No właśnie. Wydarzyło się coś bardzo przykrego, ale jedziecie dalej. Jak poradziłyście sobie ze stresem po tym porwaniu? Co z zaufaniem do ludzi, nie straciłyście go? Co pozwoliło Wam się podnieść po tym zdarzeniu i zadecydować, że jedziecie dalej?
A: Nie ma na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi, pewnie sam doskonale rozumiesz. Strach towarzyszy nam za każdym razem, gdy nie ma innej możliwości i trzeba wziąć taksówkę. Podejrzenie, że coś jest nie tak mamy dużo częściej niż poczucie bezpieczeństwa… podobno czas leczy rany. Jesteśmy nadal w podróży, jedziemy dalej. Ciągle próbuję sobie to wszystko poukładać i to zaufanie do ludzi odzyskać, bo oczywiście po czymś takim ciężko jest zaufać.
E: Nie było łatwo podjąć decyzję, co dalej. Ja jednak powtarzałam sobie, że większą krzywdę wyrządzę sobie, jeśli wrócę do Polski. Okradli mnie z pieniędzy, nie chciałam, żeby okradli mnie również z moich marzeń, na które tak ciężko pracowałam. Nie zmienia to jednak faktu, że nienawidzę taksówek i mam teraz manię analizowania każdej sytuacji. Czas leczy rany, a ja chcę je leczyć w podróży.
Niestety znam tę sytuację, emocje i powiem szczerze – jestem pełen podziwu dla Was. Zastanawiam się tylko, co było dla Was trudniejsze w tej sytuacji: przyznanie się przed samym sobą do popełnienia błędów, czy publiczne poproszenie o wsparcie (na Polak Potrafi)?
Rachunek sumienia udało nam się zrobić bardzo szybko, jesteśmy świadome błędów, jakie popełniłyśmy, ale taka podróż ma to do siebie. Nie rodzisz się podróżnikiem, ale stajesz się nim. Uczysz się na własnych błędach.
Po tej sytuacji spotkałyśmy się z ogromnym odzewem; współczuciem i wsparciem ze strony najbliższych, jak również zupełnie obcych nam osób. Pozwolili nam uwierzyć w to, że nie jesteśmy w tym same i warto zacząć działać, nie pozwolić na pogrzebanie naszych marzeń… Oczywiście mogłyśmy wrócić do Polski, jak wiele osób sugerowało. Bo gdzie tam dwie kobiety, które już spotkała krzywda, będą dalej błądzić po świecie i kusić los! Wyruszając w podróż, wzięłyśmy na siebie to ryzyko. Chcąc doświadczać cudownych i ekscytujących momentów, godzimy się również na możliwość pojawienia się tych złych, nie ma innej drogi.
Zaplanowałyśmy naszą podróż w taki, a nie inny sposób, zakładając datę powrotu na przyszły rok z powodu naszych zobowiązań na studiach czy aplikacji. Nie możemy więc sobie pozwolić na przerwanie i zarobienie pieniędzy na jej kontynuację. Stąd po wielu namowach zdecydowałyśmy się publicznie poprosić o pomoc.
Czy uważacie, że kobiecie podróżuje się trudniej niż facetom?
A: Byłyśmy przekonane, ze możemy wszystko, nic nam niestraszne, pewnie znacie to z własnego doświadczenia. Podczas gdy to porwanie uświadomiło nam, że są rzeczy, na które nie mamy wpływu, których nie możemy zmienić. Taką rzeczą jest postrzeganie kobiety jako łatwego celu, bez względu na siłę jaką mamy w sobie, jesteśmy kobietami – łatwo przecież nas skrzywdzić. Tym porywaczom się to udało. Powiem Ci, ze jeszcze nigdy nie czułam się kobieta tak bardzo jak właśnie teraz, gdy ktoś bestialsko ten fakt obrócił przeciwko mnie.
Pomoc i wsparcie emocjonalne nadchodzi od rodziny, znajomych i nieznajomych. Marzenia o dokończeniu Waszej podróży z powrotem wracają. Zbiórka trwa. Teraz jesteście w Indiach – jakie macie dalsze plany? Co jeśli uda się zebrać pieniądze? Jak one Wam pomogą?
E: Najbliższe plany to rozdzielenie się na kilka tygodni – Aga zamyka się w aśramie i chce praktykować jogę oraz medytację, a ja chcę pojechać do Nepalu. Potrzebujemy trochę czasu na poukładanie sobie wszystkiego w naszych głowach… potem spotykamy się gdzieś w Azji Płd.-Wschodniej i wspólnie kontynuujemy podróż.
W wyniku uprowadzenia straciłyśmy cały budżet na resztę podróży: Amerykę Południową, Japonię i kolej transsyberyjską do Europy. Jeśli uda nam się zbiórka pojedziemy do Ameryki Łacińskiej, a następnie na wiosnę chciałybyśmy zobaczyć kwitnące wiśnie w Japonii, syberyjskie krajobrazy w Rosji, mongolskie stepy. Ogromny żal byłoby z tego rezygnować! Zdajemy sobie jednak sprawę z tego, że podróże mają to do siebie, że nic nie jest pewne, a plany się nieustannie weryfikują. To czas pokaże, co los szykuje dla nas…;)
Robicie fajne zdjęcia, wychwytujecie interesujące sytuacje, co ludzie chętnie śledzą na Waszym Facebooku, bo jest to wesołe, uśmiechnięte i napawa optymizmem – to dość typowy przekaz podczas podróży marzeń. Ta podróż to całe obecne Wasze życie, ale przekonajcie mnie, że powinienem wpłacić pieniądze właśnie Wam, a nie np. polskim rysiom, nosorożcom w Zimbabwe lub dzieciom gdzieś w dalekiej Azji.
Wierzymy, że wsparcie otrzymujemy od osób, które wierzą w marzenia, które wiedzą, że ich realizacja sporo kosztuje. Jesteśmy głęboko przekonane o tym, że ‘’marzenia się nie spełniają, marzenia się spełnia’’ i chętnie przekazujemy tę wiarę innym. Zrobiłyśmy wszystko, co było możliwe, by osiągnąć nasz cel. Niestety los troszkę namieszał… my nadal jednak chcemy spełnić to marzenie o podróży dookoła świata. Stąd nasze działanie. Jeśli podpisujesz się pod naszymi ideałami, nie musimy Cię już dłużej przekonywać! W przeciwnym wypadku, wesprzyj nosorożce;)
Wierzycie w podróż “za jeden uśmiech”?
Zaczęłyśmy od ciężkiej pracy, kończymy na uśmiechu… tak wyszło :)
Jeśli ktoś z Was ma ochotę dziewczynom pomóc to informacje na ten temat znaleźć można na PolakPotrafi.pl. Jeśli ktoś ma dodatkowe pytania do Agi lub Eli, piszcie w komentarzach.
Rozmawiał Andrzej Budnik.
„Marzenia się nie spełniają, marzenia się spełnia” – siła bijąca z tej maksymy pozwoliła dwóm kobietom wyruszyć w świat. Wybuchowa mieszanka bardzo różnych charakterów- zbuntowanej prawniczki i wiecznej studentki, które 2- go sierpnia 2013 roku wyruszyły z plecakami w świat. W rolach głównych: Agnieszka Szyszka i Elżbieta Szymanek.
z takim filmikiem na polakpotrafi to musi się udać ;]
czytając ten wywiad byłem cały spięty… to strasznie niesprawiedliwe, że takie nieprzyjemne sytuacje mają miejsce… współczuję, bo stracone pieniądze można w miarę szybko odzyskać, jednak wiarę w ludzi dużo dłużej się odbudowuje…
dziewczyny trzymam kciuki za powodzenia akcji i dalszą podróż
Dzielne Dziewczyny! Podziwiam Was i trzymam mocno kciuki za dalszą podróż!
Podziwiam dziewczyny za wytrwałość i odwagę. Czytałam wywiad z zapartym tchem, współczuję i życzę szczęścia! I oby to była jedyna historia tego typu na trasie i mam nadzieję, że będziecie spotykać już samych dobrych ludzi!
Strasznie trzymam za WAS kciuki! i jeszcze bardziej podziwiam za siłe i odwage! zycze duzo szczescia trzymajcie sie !
Rewelacyjny wywiad i dziewczyny!!!
Więcej takich ludzi, którzy zaszczepiają pozytywną energią i nie poddają się przy pierwszym (choć wyjątkowo niebezpiecznym i traumatycznym) niepowodzeniu!
Powodzenia w dalszej podróży!:)
Ciekawy sposób dedukcji. Panie nie są dobrymi ludzmi bo zamówily taksi, panowie są dobrzy bo okradli a przecież mogli zgwalcić i zamordować.Dobre jest z tej calej historii to, że statystycznie wyczarpaly limit pecha. W większości blogów podróżniczych taka poważna historia zdarza się maks. jeden raz. Teraz tylko radość z podróży.
„Okradli mnie z pieniędzy, nie chciałam, żeby okradli mnie również z moich marzeń, na które tak ciężko pracowałam”- pięknie powiedziane. Trzymam za Was kciuki dziewczyny!
a co z opcje blokady konta , albo chage back ? przecież bank ma taką opcję aby zwrócić nieuwiezytelnione trnsakcje.
Chciałem Was wesprzeć, ale już po sprawie. Gratuluję wszystkim którzy to zrobili. A Was dalszych przygód, tylko dobrych.
Sami podróżujemy teraz przez Azję i również nas okradziono.. Nie w formie napadu, ale klasyczna akcja z Indyjskiego pociągu. Wiemy jak to boli.
POWODZENIA
Bywa czasem taka lipa w podróży, ale to nas kształtuje. Ciebie i dziewczyny świetnie rozumiem – przerabiałem na własnej skórze. Cholernie boli…
Jak to czytam, to przechodzą mnie ciarki. Dokładnie tydzień temu w Dar es Salaam spotkało mnie to samo… Identyczny scenariusz, tyle, że ja nie miałam towarzystwa. W „taksówce” z 4 facetami – kierowca, jakiś „dyspozytor” własnie i „szef”. Drzwi zamknięte, nóż wyjęty, zabrali mi wszystko a policja nie zrobiła nic poza pojeżdżeniem ze mną po mieście i zebraniu pseudo-dowodów.