Znam wiele osób, które uwielbiają rower i kochają góry. W żaden sposób nie chcą łączyć obu tych pasji, bo wiąże się to z męczącymi podjazdami, brakiem frajdy z podziwiania widoków i skupianiem się na ciśnięciu pedałów. Czy jest na to jakaś rada? A no jest! Właśnie chcemy się nią z Tobą podzielić.
Rowerem przez góry bez podjazdów?
System ścieżek rowerowych VeloMałopolska rozwijanych coraz prężniej w Małopolsce pozwala nam spełnić założone kryteria – możemy cieszyć się przepięknymi widokami na góry, a przy tym swobodnie sobie jechać bez dużego wysiłku! Brzmi emerycko? Wcale nie! Trasa, którą Ci zaproponuję liczy w całości blisko 200 km i pewnej kondycji od nas wymaga. Zacznijmy od początku.
Czym jest VeloMałopolska?
Jeśli jeszcze nie znasz tej nazwy, to szybki wstęp – projekt o nazwie VeloMałopolska jest inicjatywą Urzędu Marszałkowskiego w Krakowie i zakłada stworzenie sieci (szkieletu) tras rowerowych połączonych ze sobą w logiczną całość. Wytyczone zostały głównie wzdłuż dużych rzek w Województwie Małopolskim. Pozwalają na dołączenie kolejnych ścieżek (lokalnych odnóg), które mogą stworzyć we własnym zakresie gminy i powiaty.
Po raz pierwszy polecaliśmy Wam małopolskie ścieżki rowerowe w 2019 roku, gdy jechaliśmy z Krakowa Wiślaną Trasą Rowerową i VeloDunajec w stronę Starego Sącza. Z tej wycieczki powstał długi wpis-przewodnik, który możesz znaleźć tutaj.
Tym razem chcieliśmy maksymalnie wykorzystać to, co dają nam małopolskie ścieżki rowerowe – chcieliśmy cieszyć się pięknymi widokami na góry przy jak najmniejszym wysiłku! Zaczynamy!
Logistyka i dojazd
Logistykę transportową zacznę od stolicy Małopolski – Krakowa, ponieważ mamy tutaj najwięcej opcji dojazdowych. Do Grodu Kraka możemy dojechać samochodem, autobusem oraz pociągiem. W mieście poza strefą płatnego parkowania możemy zostawić na kilka dni samochód, jeśli taki środek transportu wybraliśmy. Dalej polecamy wybrać pociąg na przejazd z rowerami do Zakopanego. Opcja taka daje nam elastyczność i możliwość skończenia wycieczki nie tylko w Krynicy, ale też w razie jakiejś dużej awarii w Nowym Targu, Starym i Nowym Sączu, a także w Piwnicznej i w sumie wzdłuż całej ścieżki rowerowej biegnącej aż do Krynicy Zdrój.
Jeśli jedziemy samochodem do samego Zakopanego, będziemy musieli po niego wrócić na miejsce startu.W związku z tym, że z okolic Nowego Sącza nie da się przejechać pociągiem bezpośrednio do Zakopanego (z pominięciem Krakowa), to bardzo byśmy sobie skomplikowali opcję powrotu i wracanie po samochód do Zakopanego byłoby zupełnie bez sensu.
Dlaczego zaczynamy w Zakopanem?
Powód jest banalny i w sumie tylko jeden – tu jest najwyżej i będziemy jechać głownie w dół, choć są pewne wyjątki. Jedynym wyzwaniem jest wjechanie na Gubałówkę, bo stąd zaczyna się Szlak Wokół Tatr, który wybraliśmy. Można też wjechać na Gubałówkę kolejką z rowerami.
Szczerze powiedziawszy to nie wiem, co jest większym wyzwaniem, szczególnie w wakacje – wjechanie rowerem na Gubałówkę czy czekanie w sporej kolejce do wagoników jadących na szczyt? Jeśli chcielibyście uniknąć tłumów w kolejce do wagonika, jak i na samej Gubałówce, to polecam z dolnej stacji w Zakopanem wyjechać najwcześniej jak to możliwe rano, gdy większość turystów jeszcze śpi, albo je śniadania :)
Odcinek I – Gubałówka – Chochołów – Czarny Dunajec – Nowy Targ
Gubałówka słynie z pięknych widoków na Tatry i nie ma się co dziwić, że jest taka popularna. Jednak Szlak Wokół Tatr jest tak poprowadzony, że w sumie im dalej jedziemy, tym widok staje się piękniejszy. Tatrzańskie szczyty się oddalają, ale widzimy je szerzej w pięknej podhalańskiej scenerii. Jeśli dobrze traficie to jeszcze możecie zobaczyć jesienią redyk, czyli powrót / sprowadzenie owiec z gór do dolin na zimę. Wiosną zaś można trafić na kolorowe łąki krokusów, które występują nie tylko w Dolinie Chochołowskiej!
Sama ścieżka rowerowa jest stosunkowo dobrze oznaczona, prowadzi ona drogami lokalnymi o niskim lub wręcz znikomym natężeniu ruchu. W większości jest to asfalt, ale są też dobrze utrzymane drogi gruntowe oraz tzw. tłuczeń, więc kolarki może niekoniecznie, ale wszystkie inne rowery wraz z gravelami, jak najbardziej mogą tędy spokojnie przejechać.
Trasa jest naprawdę malownicza – polecamy odwracać się często, bo co zakręt lub zjechane wzniesienie to widok na Tatry jest inny. Ten fragment trasy najlepiej przejechać po południu, bo wtedy światło pięknie oświetla szczyty górskie.
Pamiętać należy jedynie, że w Chochołowie nie wjeżdżamy na drogę 958 w stronę Czarnego Dunajca, tylko przejeżdżamy na jej drugą stronę kierując się w stronę Słowacji, a następnie dojeżdżamy na tzw. DDR2 biegnącą po starym nasypie kolejowym w stronę Czarnego Dunajca i Ludźmierza. Ten fragment trasy jest bardzo dobrze oznaczony, a sama trasa świetnie wykonana. Warto pamiętać, że sama ścieżka rowerowa omija Czarny Dunajec, więc albo trzeba się posilić w okolicy Chochołowa, albo zjechać do Czarnego na posiłek – my polecamy to drugie rozwiązanie, bo jest tam bardzo dobra karczma serwująca polskie dania!
SWT, czyli Szlak Wokół Tatr do Nowego Targu to po prostu bajka – jedzie się przyjemnie, odseparowanym od ruchu samochodowego szlakiem z pięknym widokiem na pasmo Gorców – ten fragment polecamy jechać do południa, bo wtedy słońce ładnie opiera się na zboczu Gorców i można podziwiać je w pełnej krasie, a Wam pozostaje tylko lekko naciskać pedały! Nie kojarzę nawet mniejszych podjazdów! Po prostu WOW!
Po dojechaniu do Nowego Targu trzeba się bardziej skupić, żeby nie zgubić ścieżki, ale generalnie jest okey. Ważne, żeby dotrzeć do tzw. Miasteczka Komunikacyjnego, czyli przygotowanego dla najmłodszych układu dróg, skrzyżowań, sygnalizacji świetlnych etc. gdzie mogą nabywać wiedzy praktycznej. Jest tam też mały sklepik z pysznymi lodami i kilka stolików, żeby chwilę odsapnąć.
Odcinek II – Nowy Targ – Jezioro Czorsztyńskie
Przed Nowym Targiem, a dokładniej w Ludźmierzu do SWT dołącza VeloDunajec i przez kilkanaście kilometrów obie te trasy biegną po wspólnym szlaku. My nie kontynuujemy jazdy SWT tylko jedziemy VeloDunajec w stronę Waksmundu i Harklowej.
Szlak jest w całości asfaltowy i stricte po ścieżce rowerowej lub po lokalnych drogach tylko dla mieszkańców, więc ruch tam jest znikomy. Nie jest też tak, że jest zupełnie płaski, jest kilka małych wzniesień, ale to żaden wysiłek, więc bez paniki. Po przejechaniu Nowego Targu tracimy jednak już szeroki widok na panoramę Gorców, ale za to możemy się rozkoszować panoramą rozciągającą się nad Dunajcem, który leniwie biegnie sobie w stronę Jeziora Czorsztyńskiego.
Po drodze mamy kilka zadaszonych wiat z ławkami, gdzie można się posilić lub np. przeczekać deszcz. Trasa po prostu przyjemna bez wielkich ochów, ale relaksująca! Na zdjęciu powyżej MOR we Frydmanie wraz z parkingiem na samochody, skąd wiele osób zaczyna podróż dookoła jeziora.
Odcinek III – Jezioro Czorsztyńskie
Po dojechaniu do mostu w Dębnie musimy zdecydować, czy jedziemy południową stroną Jeziora Czorsztyńskiego, czy północną. My wybraliśmy opcję pierwszą, czyli południową trasę, z dwóch względów. Po pierwsze chcieliśmy mieć widok na Gorce, a po drugie chcieliśmy doświadczyć słynnego podjazdu w Falsztynie!
Tutaj od razu dodam, że wybierając drugą opcję – trasę północną nad jeziorem na drodze między Czorsztynem, a Sromowcami Niżnymi też jest spory podjazd. Drugą wadą tej trasy jest fakt, że z Czorsztyna do Sromowców Wyżnych zmuszeni jesteśmy jechać po drodze bez chodnika i nie ma tam wyznaczonej ścieżki rowerowej.
Dla osób, które nie chcą w żaden sposób doświadczyć podjazdów zostaje trzecia alternatywa – w sezonie wiosenno-jesiennym kursuje statek turystyczny na trasie Czorsztyn – Niedzica, którym możemy przekroczyć jezioro i tym samym ominąć oba podjazdy. Więcej szczegółów o statku i cenach na tej stronie.
Południowa trasa rowerowa nad Jeziorem Czorsztyńskim to w naszej opinii klasa światowa – piękne widoki, fantastyczny stan nawierzchni i świetna infrastruktura dodatkowa w postaci miejsc odpoczynku oraz parkingów, na których można zostawić samochody i zrobić sobie pętlę wokół całego jeziora.
Jednak w związku z tym, że są tutaj tak fantastyczne warunki dla rowerzystów, szczególnie w weekendy bywa tłoczno. My więc trasę z Frydmana do Niedzicy robiliśmy rano. Zaczęliśmy około 7 i przy malutkim ruchu (głównie kolarki!) cieszyliśmy się ciszą i spokojem.
Pewnie się zastanawiacie, jaki jest ten podjazd w Falsztynie? Wymagający! Jadąc od strony Frydmana do Niedzicy mam wrażenie, że podjazd jest dłuższy, przez co mniej stromy. Jadąc jednak od strony Niedzicy, można naprawdę wypluć płuca! Odradzam ten kierunek jazdy szczególnie rodzicom, którzy ciągną za sobą w przyczepce pociechę – nie będziecie tego wyboru mile wspominać :) Wybierzcie więc kierunek przeciwny do ruchu wskazówek zegarka.
Widoki oczywiście wynagradzają trud, bo Jezioro Czorsztyńskie widać jak na dłoni, a do tego w tle Gorce, zamek w Czorsztynie i świetna ścieżka rowerowa! Odpocząć można w kilku miejscach bezpiecznie, aby posilić się energetykiem lub batonem!
Śniadanie zjedliśmy w restauracji przy przystani wodnej, gdzie można z pięknym widokiem na jezioro posilić się na dalszą drogą.
Gdy z powrotem wjechaliśmy na trasę około godziny 10 w stronę zapory i dalej do Sromowców Wyżnych, rowerzystów było już mnóstwo, ale my akurat odbijaliśmy na trochę mniej uczęszczany fragment do Sromowców Niżnych!
Odcinek IV – Niedzica – Sromowce Niżne
W Niedzicy, mimo sporego ruchu samochodów, czuliśmy się na rowerach bardzo bezpiecznie. Cała ścieżka w stronę zapory i Sromowców jest dobrze pomyślana i bezpieczna. Po przejechaniu zapory skręcamy w prawo i znów towarzyszy nam Dunajec. Gdzieś w oddali pojawiają się szczyty Pienin i jadąc w stronę Sromowców Niżnych wypatrujemy ich z coraz większą niecierpliwością.
Na wysokości parkingu, gdzie zatrzymują się autobusy dowożące turystów na spływ Dunajcem, bardzo uważajcie z dwóch powodów. Po pierwsze ścieżka rowerowa nie biegnie już odseparowanym szlakiem, a po drugie przy samym parkingu skręt w prawo jest słabo oznakowany. Jakimś trafem przejechaliśmy skręt szlaku VeloDunajec w prawo i pojechaliśmy główną drogą. Oczywiście po kilku kilometrach spotkaliśmy się znów z VeloDunajec, ale jazda dość ruchliwą drogą nie była do końca przyjemna. Może był to nasz błąd, ale zwykle jesteśmy bardzo uważni, a mimo wszystko „ścieżka nam uciekła”.
Przed dojazdem do Sromowców Niżnych znów wjeżdżamy na odseparowaną ścieżkę, która prowadzi nas już pod samą kładkę pieszo-rowerową. Tutaj przekraczamy granicę na Słowację.
Znów uwaga – w dobie pandemii, musicie sprawdzać, czy kładka ta jest otwarta, czy nie. Na Słowacji restrykcje pandemiczne są inne niż w Polsce i może się zdarzyć, że to przejście turystyczne będzie zamknięte!
Odcinek V – Sromowce Niżne – Czerwony Klasztor – Szczawnica
Jeden z najlepszych widoków na Trzy Korony jest tuż za kładką pieszo-rowerową na Słowacji. Mimo, że jest to miejsce popularne i sporo tam turystów to warto się zatrzymać i choć przez chwilę cieszyć się widokiem na flisaków płynących po Dunajcu na tle pięknych Trzech Koron!
Przez kolejne kilometry jedziemy po stronie słowackiej – ścieżka wzdłuż Dunajca jest dzielona między pieszych i rowerzystów, ale mimo, że jechaliśmy nią w wakacyjne, sobotnie popołudnie, to nie było problemu z przejazdem. Nawierzchnia nie jest idealna, a ścieżka ma już swoje lata, ale ma też swój klimat.
W dużej mierze jest zacieniona, więc nawet w gorący dzień jedzie się tam przyjemnie, a przede wszystkim są piękne widoki na przełomy Dunajca! Wg mnie to jedna z piękniejszych sekcji naszej obecnej podróży. Nie spieszcie się więc, napawajcie się widokami i powoli zmierzajcie do Szczawnicy, bo gdy już tam dojedziecie i trochę się posilicie, ew. zrobicie zakupy w lokalnym sklepie, to będziecie chcieli uciec tak samo szybko, jak my to zrobiliśmy! Moje jedyne flash-backi ze Szczawnicy to gwar, ogromny parking i pełno autokarów.
Odcinek VI – Szczawnica – Tylmanowa – Łącko – Stary Sącz
Gdybym miał jakoś podsumować pierwszą część tego odcinka VeloDunajec, to napisałbym „nic specjalnego” – zarówno ta część trasy nie powala widokowo, jak i sama ścieżka rowerowa po prostu nie jest w całości gotowa. Kawałek po przejechaniu Krościenka nad Dunajcem wpadamy na drogę wojewódzką 969 i szczególnie w weekend jest to słaba opcja – spory ruch, mało miejsca dla rowerzystów, sporo zakrętów. Musimy uzbroić się w cierpliwość i poczekać do przyszłego roku aż prace zostaną ukończone. Przed Tylmanową zjeżdżamy na prawy brzeg Dunajca przez jedną z kładek i drogą lokalną jedziemy przez kilka kilometrów, aby potem znów wjechać na drogę DW969.
Przed miejscowością Zarzecze jest most, na który polecamy wjechać i znów przejechać na prawy brzeg rzeki. Powodem nie tylko jest wyznaczona w ten sposób trasa VeloDunajec, ale i sokomat, TAK SOKOMAT! Coś w czym się zakochaliśmy od pierwszego wejrzenia. Okolice Łącka słyną z sadów owocowych, więc jedna z lokalnych tłoczni zrobiła sokomat, w którym można kupić świeży, naturalny sok przez nich wytwarzany. Jest też przyjemne miejsce w kształcie beczki, gdzie można rozkoszować się różnymi sokami, a przy tym schować się przed słońcem. Butelki, w których sprzedawane są soki wrzuca się do kosza obok i w ten sposób mamy produkt zero-waste! Totalny czad, szkoda że nie ma więcej takich miejsc.
Od wysokości Łącka VeloDunajec biegnie często przez wzdłuż sadów owocowych, więc krajobraz nie jest już tak nudny jak koło Tylmanowej. Są też wręcz piękne momenty na tym odcinku, trochę jak z „Alicji w krainie czarów”, bo jak można nazwać coś takiego!!
Im bliżej Starego Sącza tym więcej gospodarstw i zabudowa jest gęstsza. W pewnym momencie wyłania się kolejne pasmo górskie na naszej trasie – Beskid Sądecki. Z nim za plecami dojeżdżamy na przedmieścia Starego Sącza i kierujemy się w stronę skrzyżowania VeloDunajec z EuroVelo 11, który biegnie w stronę Krynicy-Zdrój, czyli naszego miejsca docelowego. Zanim jednak wjedziemy na EV11, udajemy się w znane nam już wcześniej miejsce, a mianowicie knajpkę dla rowerzystów przy wypożyczalni rowerów MobiSport. Zjadamy hamburgera, wypijamy Radlera 0 i zmieniamy kierunek z północnego na płd.-wsch. wjeżdżając na wcześniej już wspomniane EuroVelo 11.
Odcinek VII – Stary Sącz – Piwniczna
EuroVelo 11 to ścieżka rowerowa należąca do europejskiej sieci szlaków rowerowych. Jedna z kilku, które przebiegają przez Polskę. Sama trasa ze Starego Sącza aż do Piwniczej jest w części wydzieloną od ruchu kołowego ścieżką rowerową, a w części trasą poprowadzoną lokalnymi drogami o małym natężeniu ruchu. Fragment ten ma swój urok choć nie jest już tak spektakularny pod względem widokowym, więc za dużo nie będę się tutaj rozpisywać. Warto jednak do samej Piwnicznej jechać po lewej stronie rzeki, bo dojeżdżając do miejscowości trafimy na ujęcia wody mineralnej. Amatorów wszelkich wód mineralnych te miejscówki bardzo ucieszą, bo wody można się napić i nabrać sobie za darmo, ale trzeba pamiętać, że akurat ujęcie Piwniczanki ma dość wyrazisty smak i… zapach!
Odcinek VIII – Piwniczna – Muszyna
Można by powiedzieć, że cała ta trasa wodą mineralną stoi i trochę tak jest, bo poza szlakiem EV11 trafiamy tutaj na tzw. EquaVelo, czyli projekt transgraniczny (polsko-słowacki), który w sieć ścieżek rowerowych łączy miejscowości, gdzie znajdują się ujęcia wody mineralnej.
My jednak skupiamy się na EV11 i tym szlakiem podążamy, tym bardziej, że po raz kolejny wjeżdżamy na Słowację i tutaj UWAGA! Szlak EV11 był wytyczany jakiś czas temu, a przez ostatnie lata ścieżki rowerowe mocno się rozwinęły, więc w Piwnicznej nie jedźcie tak jak każe Wam jechać szlak, bo czekają Was strome podjazdy, tylko jedźcie DK 87 w stronę słowackiej miejscowości Mniszek i tuż za rondem przed granicą przejedźcie przez most, a zaraz za nim odbijcie w lewo na wąską dróżkę po słowackiej stronie, która biegnie nad Popradem.
Po słowackiej stronie jest jakby więcej miejsca i jest „czym oddychać” – głównie chodzi mi o przestrzeń wokół nas, której po polskiej stronie Doliny Popradu nie ma. Jedziemy sobie więc niespiesznie przez słowackie wioski, które dość mocno różnią się od tych po drugiej stronie rzeki.
Może dlatego, że dla Słowaków ten fragment kraju, to jakby „koniec świata”. Ruch drogowy jest znikomy, więc totalnie nam nie przeszkadza fakt, że EV11 biegnie po lokalnych drogach. Cieszymy się widokami słowackich łąk i pól, a to wszystko mamy oświetlone ciepłym, popołudniowym światłem! Miejscami było naprawdę sielsko!
Co prawda trasa EV11 w okolicy Andrzejówki wraca na polską stronę, ale w związku z tym, że kładek pieszo-rowerowych kilka powstało od momentu, jak tę trasę wytyczono, to wcale nie musimy jechać „za szlakiem” i możemy kontynuować jazdę po słowackiej stronie aż do Muszyny!
My jednak jechaliśmy dokładnie za trasą i zaliczyliśmy nową kładkę na Popradzie, a na wysokości Andrzejówki jechaliśmy pięknym odcinkiem EV11, który wiódł nas wzdłuż wysokich traw i ziół rosnących po obu stronach ścieżki rowerowej. Szczerze, to nie wiem, co doradzić – najchętniej przejechałbym i tędy i tędy :)
Odcinek IX – Muszyna – Krynica-Zdrój
Trasa EuroVelo 11 z Muszyny wiedzie w stronę Leluchowa i dalej wzdłuż Doliny Popradu głębiej wchodzi w Słowację, my jednak w Muszynie z niej zbaczamy i wjeżdżamy na VeloKrynica. W Muszynie warto nabrać sobie wody mineralnej w ujęciu o nazwie „Anna 1”! Jest smaczna i nie ma nieprzyjemnych posmaków czy zapachu.
VeloKrynica z Muszyny do Krynicy-Zdrój to niecałe 15 km ścieżki rowerowej poprowadzonej wzdłuż rzeki Muszynka. Trasa rowerowa biegnie po lokalnych drogach o malutkim ruchu lub całkiem wydzielonymi odcinkami tylko dla rowerów.
Jest to bardzo przyjemny fragment, na którym trzeba lekko ciągnąć w górę. W sumie zapomniałem wcześniej wspomnieć, że od Starego Sącza nie jedziemy już „z biegiem rzeki”, ale „pod prąd”, czyli bywa miejscami lekko pod górę. Dla leniwych opcją jest zabranie się ze Starego Sącza do Krynicy-Zdrój pociągiem i przejechaniem tej trasy „odwrotnie”, wtedy będziecie mieli znów „z biegiem rzeki”, czyli lekko w dół.
Nie ma tu jednak stromych podjazdów, więc nie wiem, czy ta gimnastyka z dopasowywaniem pociągu w Starym Sączu jest konieczna. My wybraliśmy opcję dojechania do Krynicy-Zdrój rowerami i tam wsiedliśmy w pociąg do Krakowa, gdzie zaczęliśmy naszą przygodę kilka dni wcześniej.
Reasumując
Bardzo, ale to bardzo polecam tę trasę z Zakopanego do Krynicy Zdrój. Jest piękna widokowo, więc miłośnicy gór szczególnie się ucieszą tymi pejzażami! Oczywiście można narzekać, że koło Tylmanowej VeloDunajec nie jest dokończone, jednak biorąc pod uwagę całość trasy, na którą składa się Szlak Wokół Tatr, VeloDunajec, Trasa Wokół Jeziora Czorsztyńskiego oraz Euro Velo 11, nie będziecie rozczarowani! Całość naszej wycieczki możesz obejrzeć też w relacji (dzień po dniu) na InstaStories pod tym linkiem: https://www.instagram.com/stories/highlights/17913890654052193/.
Poniżej zamieszczamy film z naszej wycieczki, który pozwoli Ci się przenieść na małopolskie ścieżki rowerowe, aby samemu się przekonać, że to widokowo najpiękniejsza trasa rowerowa w Polsce, a w Europie jedna z najładniejszych!
Noclegi
W przeciwieństwie do tego, co pisaliśmy o Wiślanej Trasie rowerowej i północnym odcinku VeloDunajec do Starego Sącza, na naszej trasie z Zakopanego do Krynicy-Zdrój opcji noclegowych jest multum. Różnica oczywiście bierze się z tego, że są to bardziej turystyczne tereny, ale też trzeba zwrócić uwagę na fakt, że przy nowo powstałej ścieżce rowerowej po południowej stronie jeziora pojawia się coraz więcej domków do wynajęcia, które można sobie zarezerwować w cztery osoby i zrobić bazę wypadową na okolice Czorsztyna.
My na trasie spaliśmy na kempingach, bo jak zwykle nie mieliśmy sztywnego planu – gdzie śpimy wychodzi nam dopiero z trasy, zawsze mamy ze sobą namiot, więc nawet jak nie ma kempingu, to rozbijamy się na skrawku jakiejś łąki.
Bardzo godnym polecenia jest kemping przy Jeziorze Czorsztyńskim, na którym spędziliśmy noc. Ma on bezpośredni dostęp do jeziora, piękny widok, przebiega koło niego ścieżka rowerowa i ma dobre zaplecze sanitarno-gastronomiczne, więc polecamy z czystym sumieniem. Ceny też są bardzo okey.
Przydatne linki
Po pierwsze, prześledź sobie na portalu Małopolskiej Informacji Infrastruktury Przestrzennej, jakie są opcje tras rowerowych i jakie odcinki tras są już gotowe. Tutaj link: www.miip.geomalopolska.pl/imap/#gpmap=gp29 – w lewym górnym rogu masz różne opcje do wyświetlenia – zaznacz koniecznie VELOMAŁOPOLSA – stan budowy tras, bo to da Ci realny obraz tego, co gdzie jest skończone.
Drugi ważny link to mapa, z której wyczytasz jakie są postępy pracy nad poszczególnymi fragmentami ścieżek rowerowych, o których wyżej wspominaliśmy, ale też dowiesz się, jaka dokładnie jest nawierzchnia poszczególnych fragmentów. Mapa ta przygotowana jest przez rowerzystę-zapaleńca Jarka, który prowadzi prywatnie profil @VeloMalopolska na Instagramie oraz Facebooku! Dla mnie jest on kopalnią wiedzy o tym projekcie i polecam śledzić go na obu profilach!
Trzeci link to oficjalna strona Województwa Małopolskiego, gdzie zebrane są informacje praktyczne (mapy i opisy) dotyczące tras oraz propozycje wycieczek rowerem po Małopolsce – bardzo polecamy, bo też z niej korzystaliśmy przed wycieczką i była mega pomocna: www.narowery.visitmalopolska.pl/velomalopolska
Materiał został zrealizowany w ramach kampanii „Małopolska. Poznajmy się!”
Dzięki za polecenie trasy. Wygląda świetnie, chociaż chyba zostawię ją już na przyszły sezon. Pozdrawiam!
Kiedyś na pewno skorzystam z tej trasy. Na razie muszę nadrobić kondycję, a dopiero później rzucać się w takie podróże. Zdecydowanie bardziej wolę spędzać czas w taki sposób, aniżeli kisić się w hotelach, jak to jest teraz popularne…
Mega Mega Mega trasa :) Możliwe że w przyszłym roku uda mi się na nią wybrać:) Pozdrawiam serdecznie!
„Tatrzański klasyk” przepiękny:) Mega trasa, Rowerem w taki teren, szacunek:)
Piękna trasa !!! Aż chce się jechać… natychmiast !!! Dziękuję za relację :) Pozdrawiam :)
Uwielbiam góry i uwielbiam rower, jednak do tej pory nie odwazyłam się połączyć tych dwóch zainteresowań w jedno. Latem tydzień bez wycieczki rowerowej to dla mnie tydzień stracony.
Zimą natomiast uwielbiam sporty zimowe.
Nie wiem jednak czy miałabym odpowiednia kondycję na takie właśnie sporty. Obawiam się, ze nie byłabym w stanie podołać – szczególnie za granicą oraz w trudnym górzystym klimacie. Wiele razy jednak byłam na wycieczce za granicą i widziałam, ze wiele osób dobrze sobie w takich warunkach radzi.
Fantastyczna wycieczka, fantastyczne zdjęcia :) Aż chciałoby się wsiąść na rower i ruszyć w drogę :)
Nie spodziewałam się, że można zorganizować tak przystępne trasy rowerowe w takim terenie. Świetna inicjatywa!
Wybrałeś przepiękne trasy rowerowe, sam jeździłem takimi trasami i bardzo lubię wziąć rodzinę na przejażdżkę rowerową do lasu.
W ostatnie wakacje trasę z Krynicy-Zdrój do Nowego Sącza pokonaliśmy z 1,5 rocznym synem w przyczepce rowerowej, więc trasę na tym odcinku (polecamy też kierunek jazdy do Nowego Sącza – inaczej niż u Was) polecamy też rowerowym rodzinom. Planujemy nowy sezon i niestety widać, że takich prorodzinnych tras jest w Polsce jest zaledwie kilka, może trzeba łaskawiej spojrzeć za zachodnią granicę?;)
Tak, ten kierunek z Krynicy w stronę NS jest na pewno przyjemniejszy do jazdy, bo w dół. A Lubuskie o tak! Bardzo polecam! Zerknij choćby tutaj: https://www.facebook.com/LosWiaheros/posts/pfbid02cjVtifisPVi7aonuWx9gxj9aGXDGXpTD7QFt9ZLmaeHux1giQTVHhnZ4t7m1Ubywl – PIĘKNE TRASKI i to po płaskim :)
Hej,
Zainspirowana Waszym opisem wyprawy rowerowej przez 4 pasma zamierzam z mężem przejechać te trasę w tę majówkę.
Czy mogę prosić Was o jej ślad gpx?
Czy Waszym zdaniem będzie tam problem ze znalezieniem noclegi z dnia na dzień?
(Weźmiemy z sobą namiot ale obawiam się, że będzie w nocy jeszcze zimno.)
Może polecicie jakieś fajne knajpki?
Pozdrawiam serdecznie
I czekam na kolejne wpisy!
Cześć Izo,
Śladu GPS nie mam, bo nigdy z nim nie podróżuję. Wejdź proszę na tę mapę: https://www.google.com/maps/d/u/0/viewer?mid=16UMazp6pz-IQxUXpUl1c3suxCMHPcpFE&ll=49.42589768828714%2C20.387052791238688&z=10 i popatrz jak prowadzą trasy Velo Małopolska. My wyruszyliśmy z Gubałówki w stronę Cichego, Ludźmierza i Nowego Targu. Dalej już wzdłuż Dunajca aż do Starego Sącza, gdzie odbiliśmy na EV-11 w stronę Krynicy Zdrój.
Noclegów po drodze jest dużo, ale w trakcie majówki może być faktycznie tłoczno. Namiot bym wziął na pewno. Super knajpkę polecam nad Jeziorem Czorsztyńskim dokładnie tutaj: https://goo.gl/maps/bM8vJzYvDSyGZb2K9
Świetnie opisana wyprawa rowerowa. Jednym słowem zachęcacie do podążenia Waszym szlakiem:) Góry , rower, przyroda i przygoda = wolność:)
Jak byłem tam 4 lata temu rowerem (zakopane) to praktycznie dzień w dzień deszcz albo duży albo mżawka. Pamiętam to tylko jako paskudną pogodę, Kaptur na głowie i błoto. Wtedy też mnie złapał katar. A u Was piękan pogoda i super fotki i pewnie też wspomnienia.
Co roku obiecuję sobie, że zrobię chociaż część trasy. Mam nadzieję, że ten rok mi dopisze, bo miejsce jest po prostu przepiękne i niesamowicie malownicze.