Kangury, Uluru, Opera w Sydney i ogromne puste przestrzenie – to dla nas stereotypowa Australia. To wszystko już było, ale osobiście jednak nie wyobrażam sobie być w tym kraju i nie zobaczyć dziko żyjącego krokodyla. Długo to trwało i już prawie się poddaliśmy, ale w końcu po siedmiu miesiącach w kraju Down Under, gdy na północy kończyła się pora deszczowa, ruszyliśmy w stronę porozlewanych rzek mając oczy szeroko otwarte. Szczęście się do nas uśmiecha dość szybko, a dnia tego na pewno nie zapomnimy, bo te zwierzęta są piękne i straszne zarazem…
Jak widzicie krokodyla na zdjęciu, to z czym Wam się kojarzy? Z bagnami na Florydzie, po których pływa kajakiem jakiś zamerykanizowany Polak i krzyczał: „Predator k…wa!”, „no jedź tą kurę!” Pewnie przynajmniej część z Was, takie ma skojarzenia. Dziś trochę zmienimy ten stereotyp, choć Australia też ma swoje stereotypy związane z krokodylami. Najbardziej znany to słynny Crocodile Dundee. Część Australijczyków (głównie z NT) jest z niego dumna. Inni twierdzą, iż sprowadza on Australię w oczach świata do dzikiego, nieokrzesanego skrawka Ziemi – kraju Down Under. Nie mi to oceniać, ale powiem Wam jedno – ta dzika część Australii podoba nam się najbardziej.
Australia może pochwalić się dwoma rodzajami krokodyli. Te mniejsze i w teorii raczej dla człowieka niegroźne, to krokodyle słodkowodne, tutaj nazywane Freshies. Te większe, to prawdziwe pływające monstra. Ich długość w przypadku samców sięga często 5-7 metrów, a kilka spotkanych przez nas osób na własne oczy widziało i dłuższe okazy.
Salties, bo tak zwie się tutaj potocznie krokodyle słonowodne, są bardzo niebezpieczne, nawet dla swoich mniejszych krewnych. Zdarza się, że atakują siebie nawzajem, gdy nie ma niczego innego w okolicy, a głód zagląda mocno do żołądka. Mięso jest mięso. Czasem można więc spotkać na brzegu rzeki krokodyla bez przedniej łapy, z odgryzioną górną szczęką, albo z uszkodzonym ogonem – nieskuteczne próby kanibalizmu.
Słodkowodne od słonowodnych najłatwiej odróżnić po kształcie głowy i szczęki. Te pierwsze mają szczękę szczupłą, ale stosunkowo długą z zębami podobnej długości. Szczęka Salties jest szersza i krótsza, a wielkość poszczególnych zębów różni się często prawie dwukrotnie.
Oba rodzaje krokodyli preferują wodę słodką, ale tylko te większe tolerują słoną. Najbardziej niebezpieczne miejsca w nadbrzeżnych miastach to te, gdzie woda, ścieki lub inne źródło słodkiej wody uchodzą do morza. Takie miejsca krokodyle uwielbiają.

Zwykłą dietą krokodyli są psy, kangury, konie, krowy czy bawoły błotne. Czasem też ludzie. Salties nie gardzą niczym. Atakują zwykle swoje ofiary, gdy te zbliżają się do wody, aby ugasić pragnienie. Ofiary złapane w śmiertelny uścisk nie giną jednak na brzegu. Wierzgające w szale zwierzę wciągane jest przez krokodyla do wody i tam przyciskane do dna. Konsumpcja następuje w wodzie i w zależności od rozmiaru zdobyczy trwa to dłużej lub krócej.
W Australii mimo, iż krokodyl jest groźny, to jednak bardzo szanowany zarówno przez Aborygenów jak i białych Australijczyków. Ci pierwsi od tysięcy lat przekazują sobie ustnie opowieści o krokodylach, śpiewają piosenki i ukazują jego postać w swojej sztuce. Biali zaś poza biznesem (skóra krokodyla) często też utożsamiają się z krokodylami. Wiele nazw hoteli, restauracji czy nawet lodziarni nawiązuje nazwą do krokodyli. Jeden z ciekawszych „ukłonów” w stronę tych zwierząt to The Townsville Crocs, czyli nazwa zespołu koszykarskiego z miasta Townsville na wschodnim wybrzeżu.
Spotkanie z krokodylem, wcale nie musi być takie proste, jak się może wydawać. Przede wszystkim dlatego, że nawet jeśli wiemy, w której rzece można je spotkać, to zwykle ukryte są one w wodzie i widać im tylko oczy. Chodzenie wzdłuż brzegu jest dość ryzykowne, więc albo będziemy jechać wzdłuż brzegu terenówką, albo siądziemy na moście i będziemy obserwować rzekę z bezpiecznej wysokości, albo… znajdziemy lokalsa, który ma wystarczająco dużą i stabilną łódkę, aby pływać po rzece pełnej „kroksów”. Ostatnia opcja jest zdecydowanie najlepsza i pozwala zbliżyć się do tych zwierząt najbardziej bez większego ryzyka.
Przebywanie w odległości 2-3 metrów od tych zwierząt ze świadomością, że między nami a nimi nie ma żadnych zabezpieczeń poza burtą łódki dostarcza niesamowitej adrenaliny. Włosy jeżą się na karku, gdy spoglądamy na ich brudne, pozaginane zęby, a gdy złapiemy kontakt wzrokowy z tymi pięknymi krokodylimi oczyma, to chwili takiej nie zapomni się nigdy. My pływamy z Peterem, który zabrał nas na swoją łódkę, abym porobił trochę zdjęć, do jego nowej strony internetowej. Zna on świetnie okolicę, gdyż się tutaj wychował, co więcej nawet kiedyś wsadził głowę do paszczy jednego z krokodyli – nie wierzyłem, ale ma to na zdjęciu. Świr i wariat, ale pozytywny. Opowiada nam o zwyczajach tych zwierząt, o tym jak się rozmnażają etc. Zapominamy oczywiście połowę z tego, bo emocje, jaki towarzyszą tej przejażdżce są za duże. Nie ogarniamy.

Peter opowiada nam o farmach krokodyli, o biznesie skórzanym etc. Szacunek dla tych zwierząt karze nam omijać farmy krokodyli, które stają się „schronieniem” dla tych zwierząt złapanych w pułapki. Te zastawiane są w miejscach, gdzie są ludzie i krokodyle są niepożądane. Później wiadomo, trochę się je tuczy, oglądnie je kilkaset wycieczek autokarowych i skazywane są na bycie damską torebką. Tak się zwykle kończy historia kroksów złapanych w pułapki jak poniżej…
„Jak przypadkiem spotkasz takie ślady – spierdalaj! ” ja bym jeszcze dodała „tu sie nie ma czym zastanawiać – stąd trzeba spierdalać” :P tak w ogole to buziaki i uściski z Krakowa ;)
Piękne zwierzęta. Gratuluję i zazdroszczę. Tak jak Smoków z Komodo. Moje dwa ulubione wpisy!
U nas na Nilu Białym vel Górskim mamy tylko krokodyla nilowego. Ponoć dochodzą 6m, tymczasem jednak rejestrowaliśmy znacznie krótsze. Gdy od gada oddziela Cię tylko burta pompowanego kajaka albo pontonu… adrenalina wzrasta:) Pozdrowionka z Juba, pjk
P.S. Można też u nas spróbować steka z krokodyla, ale jak poruszasz się po rzece to lepiej najpierw zastanowić się nad karmą…
Piękne zwierzęta, ale podejrzewam, że z perspektywy łódki nad wrażeniami estetycznymi dominują inne uczucia:) Pozdrawiam!
Tak z perspektywy łódki zdecydowanie przegapiliśmy kilka szczegółów, ale trudno. Te emocje właśnie były fajne, choć zastanowiłbym się poważnie dwa razy, żeby pływać między kroksami w gumowej dingi. Jedyną jej zaletą pewnie byłaby zwrotność i szybkość. Innym razem, może w Sudanie :)
Super zdjęcia.
Wierzę, że emocje w takich chwilach są gigantyczne,
pozdr
Luke
Dziękuję :)
Emocje są, to prawda, ale jednak przede wszystkim jest zaskoczenie, że krokodyle to tak naprawdę piękne zwierzęta o niesamowitych oczach.
Kochani, gdzie te straszne wspaniałości spotkaliście???
Prawda, że wspaniałe? Nam też się bardzo podobały!
W północnej Australii lepiej pytać, gdzie ich nie ma – łatwiej spamiętać bezpieczne miejsca! Na mapce pod tekstem jest zaznaczone, gdzie te kroksy mniej więcej widzieliśmy!
fantastyczne zwierzęta, podziwiam odwagę, która pozwoliła Ci wsiąść na łódkę i wypłynąć na wodę, by je podziwiać! Marzę o tym, ale strach w tym akurat marzeniu może zwyciężyć, więc pozostają mi zdjęcia!