Mnich żujący betel przy Pagodzie Shwedagon w Rangun. Birma.

Uderzenia Myanmaru

Po pierwszych godzinach spędzonych w Yangonie, byliśmy pewni, że 28 dni pobytu w Myanmarze to zdecydowanie za krótko, aby poznać ten kraj. Jeszcze niczego nie widzieliśmy, a już przeczuwamy, że wyjedziemy stąd z uczuciem niedosytu…

Po pierwszych godzinach spędzonych w Yangonie, byliśmy pewni, że 28 dni pobytu w Myanmarze to zdecydowanie za krótko, aby poznać ten kraj. Jeszcze niczego nie widzieliśmy, a już przeczuwamy, że wyjedziemy stąd z uczuciem niedosytu…

Do pierwszych chwil spędzonych w Maynmarze targały nami rozterki związane z przerwaniem naszej podróży lądowej. W trakcie przejazdu na lotnisko w Bangkoku, check-inu, odprawy paszportowej i oczekiwania na spóźniony samolot towarzyszą nam myśli typu: „Ucieknijmy z tego lotniska”, „Samolot się spóźnia – to pewnie znak, że mamy nie lecieć!”. Zapięte pasy trzymają nas mocno w fotelach lotniczych i sygnalizują, że stąd ucieczki już nie ma. Lot, jak lot. Słońce już zaszło i prawie nic nie widać. Nagle – Myanmar. Wszystkie kontrole paszportowo-wizowe przebiegają szybko i gładko.

Pierwszy kontakt z miejscowymi jest na plus. To dzięki pomocy kilku życzliwych osób szybko znajdujemy autobus, który wiezie nas z lotniska do centrum miasta. Zza szyb brudnego i rozklekotanego autobusu oglądamy równie brudne i pełne pyłu ulice. Ludzie wydają się przyjaźni i chętnie zagadują: skąd, dokąd i dlaczego. Wskazują miejsce, w którym mamy wysiąść. Tu opiekę nad nami przejmuje następny przechodzień i z uśmiechem prowadzi nas do hostelu. Pierwsze uderzenie myanmarskie: ludzie przyjaźni i pomocni.

Hinduska część miasta, Rangun. Birma.
Hinduska część miasta, Rangun. Birma.

Mimo, że pora późna idziemy coś zjeść, bo jeszcze na lotnisku w Bangkoku skonfiskowali nam kolację: kanapki z żółtym serem z Polski… Krążymy po ulicach Yangonu i próbujemy miejscowych przysmaków: jest i roti z bananami, jest nawet jogurt. Docierają do nas zapachy znane z Pakistanu, a Andrzejowi kojarzą się też z Indiami. Podobne, ale nie takie same. Trafiamy do indyjskiej knajpki. Drugie uderzenie myanmarskie: jedzenie naprawdę dobre.

W drodze do hostelu spoglądamy na ogromne kamienice. Kilkupiętrowe kolosy prawie zasłaniają niebo. Są pokryte grubą warstwą kurzu, a ich klatki schodowe mają odrapane z farby ściany. Kąty najczęściej mają kolor bordowo-brązowy. Wygląda jak zaschnięta krew, ale to „spluwki” tych, co żują nałogowo betel. Klatka naszego hostelu też tak wygląda. Kiedy wejdzie się jednak do środka, zaskakuje miękkość czerwonego dywanu i błyszczące ściany wyłożone drewnem. Obsługa, bardzo sympatyczna. Trzecie uderzenie myanmarskie: coś,  co z pozoru wygląda odpychająco, w rzeczywistości może okazać się czymś interesującym.

To wszystko, co widzimy jest dla nas zupełnie nowe. Trudno to porównać do któregokolwiek miejsca, w którym już byliśmy. Jesteśmy w świecie kompletnie nam nieznanym. Nie mamy pojęcia jakie rządzą tu zasady. Jesteśmy wyrwani z kontekstu. Czujemy się jak kwiatek w kożuchu czy siodło na świni. Pojawia się niepewność, lekkie zagubienie. Oczy otwierają się szerzej. Po plecach przechodzą ciarki. Mieszają się ekstremalne emocje, jak byśmy zaraz mieli skoczyć na bungy. To nowy dla nas świat, który właśnie zaczynamy odkrywać. Dawno tego nie czułam. A lubię. Czwarte uderzenie myanmarskie: ten kraj naprawdę chcemy poznać!

O autorze: Andrzej Budnik

Alternatywny podróżnik, zapalony bloger i geek technologiczny. Połączenie tych dziedzin sprawia, że w podróż przez australijski interior czy nowozelandzkie góry zabiera do plecaka drona, który pozwala mu przywieźć niepublikowane nigdzie wcześniej zdjęcia i oryginalne ujęcia wideo. Swoją duszę zaprzedał górom w północnym Pakistanie i tadżyckim Pamirze, które odkrywał podczas 4-letniej podróży lądowej przez Azję i Australię. Od wielu lat zaangażowany w aktywizację polskiego środowiska podróżniczego. Założyciel i obecnie współautor najstarszego, aktywnego bloga podróżniczego w Polsce – LosWiaheros.pl. Nominowany do Travelerów 2010 i Kolosów 2013. Zwycięzca konkursu Blog Roku w kategorii Podróże i Szeroki Świat w 2007 roku. Zawodowo licencjonowany pilot drona w firmie CrazyCopter.pl specjalizującej się w fotografii lotniczej i wideo z drona. Łącząc od lat pracę zdalną i podróże stara się promować styl życia określany Cyfrowym Nomadyzmem.

Podobny tekst

Gdyby nie było pieniędzy, czyli zakupy w Afganistanie

Scenariusz jest prosty: idziesz do sklepu, wkładasz do koszyka wybrane produkty, idziesz do kasy, wyjmujesz pieniądze lub kartę …

18 komentarzy

  1. No to tak jak byłem napalony na wyjazd do Birmy tak teraz nie mogę usiedzieć w miejscu. Jeśeli was, po tym wszystkim co widzieliście, coś przyprawia jeszcze o szybsze bicie serca to musi mieć to nie lada siłę. Nie mogę się doczekać, byle do kwietnia!

  2. w jakim hostelu śpicie?

  3. I pomyśleć, że miałam tam wrócić już za 10 dni… Ale na szczęście wrócę za 3 miesiące:)
    Przyjemności!

  4. Agata Szymanska

    A jakie są koszty wjechania tam? Rozumiem, że samolot obowiązkowy. A jest jakaś wiza, dzienna opłata za pobyt, obowiązkowy przewodnik, którego przydzielają itd? Czy podróżuje się całkiem swobodnie?

    • Tak, samolot podobno obowiązkowy. Wiza około 80 zł załatwiana w Bangkoku w 2 dni. Podróżowanie bez przewodnika i pozwoleń jest możliwe, o ile nie wjeżdżasz w regiony objęte ograniczeniami poruszania się dla obcokrajowców.

  5. Hey los wiaHEROS! ;-)
    Really like your website, although I need to improve my non-existing Polish 'a bit’, so that I can really follow it, but I will do my best and anyway I can still look at your awesome pics!
    It really was a pleasure meeting you guys and I am sure our paths will cross again in the future, although not sure where or when… ok, CU in Bangkok in 2 weeks ;-))))
    Happy traveling and take care,
    Hugs,
    Kerstin.

    P.S.: Never got to ask you, if 'wiaheros’ means something in Polish…
    P.P.S.: Internet in Hsipaw really kicks ass – no kidding!!!

  6. birma dla mnie jest magicznym krajem i na pewno też tego doświadczycie, czyli bezintereswonej dobroci od ludzi, którzy tutaj są jedyni w swoim rodzaju…
    czekam na kolejne newsy z waszego wyjazdu…

  7. Uwielbiam ten kraj:))))
    Zwiedziłam go prawie 6 lat temu i szczerze go polecam każdemu.  Ciepli, uśmiechnięci ludzie, piękna przyroda, warte zobaczenia miejsca kultu religijnego, smaczne jedzenie…Byłam w 45 krajach i Birma oraz Gwatemala są po prostu 'a must ’ . Jest to bardzo biedny i udręczony naród a mimo to tak ciepły. Wiele razy zostaliśmy ugoszczeni przez mieszkańców, którzy dali nam więcej niż się spodziewaliśmy. Życzę im jak najlepiej i mam nadzieję,że tam jeszcze wrócę.
    ps
    pamiętam jak spotkaliśmy Polaka na trasie, który dostał się do Birmy drogą lądową z Chin  w ramach wycieczki i doczepił się do niego 'student;)’ Uświadomiliśmy mu, że to szpicel, który ma donosić, gdzie  i po co jedzie. Wydzwaniał do hotelu w nocy tylko po to,żeby sprawdzić czy rzeczywiście przebywa, tam gdzie mówił.To kraj rządzony przez juntę i można przebywać tylko w miejscach oficjalnie dostępnych dla turystów

    • Wyobrazam sobie, ze Myanmar 6 lat temu wygladal inaczej niz dzis… Choc ludzie sa caly czas ciepli i usmiechnieci, a i przyroda piekna. Pewnie wiele sie tu zmienilo mimo wszytsko od Twojej podrozy.
      Ciekawa historia z tym szpiclem, ale wieze, ze prawdziwa, takie rzeczy jeszcze sie tu dzieja, hoc pewnie rzadziej niz kiedys i tylko w odleglych „wrazliwych” zakatkach kraju.

    • smaczne jedzenie?kwestia gustu raczej,nie policzylam w ilu krajach bylam,ale wielu i Birma nalezy do nielicznych,moze wlasciwie jedyny kraj, gdzie czlowiek je tylko i wylacznie dlatego,iz jest glodny  i potrzebuje dostarczyc ;;paliwa;; organizmowi…a krajobrazy i ludzie faktycznie niepowtarzalne!milego podrozowania Los Wiaheros

  8. Mafate/Andrzej

      .. a piąte i kolejne uderzenia myanmarskie poznacie wtedy , kiedy (koniecznie !!) odbijecie z tzw.pętli turystycznej. Wróciłem 2 miesiące temu i  wspaniale wrażenia wracają jak czytam Wasz post(szczególnie przy odgarnianiu  śniegu). Powodzenia !!.MINGALABA !!  

    • Prawda, wszedzie poza „kwadratem turystycznym” jest wrecz fantastycznie, a Birma zdecydowanie jest krajem kolo ktorego obojetnie nei da sie przejsc.
      Tych metrow sniegu co prawda nie zazdroszcze. U nas w Stryszawie, ponoc poltora metra napadalo… Niezla zima! :)

  9. Witam,

    Od wielu lat marze o Birmie. I w tym roku chce pojechac z męzem. Te wyjazd jest dla nas baardzo ważny. NIestety mamy 2 probelmy- 1- to czas, 2-3 tygodnie nie więcej. Drugi to możemy lecieć dopiero gdzies tam pod koniec kwietnia, początek maja, środek maja. Czy myślicie, że jest to możliwe, czy już wtedy zacznie się MOnsun, i bez sensu tam jechać, aby zwiedzać w strugach deszczu. A może to nie będzie wcale takie złe..:)
    Jakby nie było, zastanawiam się jak mogłabym zobaczyć Birmę, w 2 tygodnie, i jaki zrobić tur? Przelot tam i z powrotem przez Bankok, – najparwdopodobniej najlepsze przeloty w sensie ceny.
    Błagam o jakąś poradę, bo ja bardzo bym chciala, ale wszyscy w kółko podopowiadają mi , że ten kierunke to dopiero w listopadzie..
    Eh…i co tu robic?
    P.S. Poza tym ostatnio przeczytałam, że są w kraju jakies zamieszki, więc już wogóle nie wiem..:(

    Help, help

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *