Już kilka razy stawaliśmy na rozdrożu gapiąc się tępo w drogowskaz i analizując niczego niemówiące nam znaki. W którą teraz ruszyć stronę? Czy obrać kierunek na ten znak przypominający domek z trzema kominami, czy na antenkę telewizyjną? Chińskie drogowskazy przyprawiają nas często o ból głowy!
Kiedy tylko wjechaliśmy do Chin, kupiliśmy sobie atlas drogowy Yunnanu, calutki po chińsku. Wytyczyliśmy trasę, którą chcieliśmy mniej więcej jechać i wszystko byłoby super, ale… nie wiedzieliśmy jak czyta się nazwy kolejnych miejscowości, które mieliśmy mijać.
Z pomocą przyszła nam mapka z internetu, z której pospisywaliśmy sobie te nazwy w pinyin, czyli chińskim pisanym „po naszemu”. I co z tego? Nasza wymowa i tak okazała się niezrozumiała dla miejscowych. I co z tego, że w pinyin napisane jest „luchun”, skoro wymawia się to „luczłę” i silnie, prawie krzycząc, akcentuje się drugą sylabę. W dodatku we wsi X, która znajduje się przed przełęczą, wymawia się to trochę inaczej niż we wsi Y kilka kilometrów po drugiej stronie przełęczy.
Po kilku porażkach daliśmy sobie spokój z wymową. Pytając o drogę wskazywaliśmy na mapie miejscowość, a Chińczyk sam sobie ją czytał i to w poprawny dla siebie sposób. My tylko przytakiwaliśmy, że właśnie o to nam chodzi i słuchaliśmy dalszych instrukcji czy to w lewo czy w prawo mamy się udać.
Tak dogadywaliśmy się z miejscowymi, ale sami nigdy nie mogliśmy tych nazw zapamiętać. Po pewnym czasie powstał miedzy nami pewien kod. Nie używaliśmy nazw miejscowości tylko opisywaliśmy znaki, jakie widzieliśmy: Jedziemy na jaszczurkę z czwórką na ogonie, czy na niemieckie „s” i drabinkę?

Właśnie w ten sposób zapamiętywaliśmy znaki – przez proste skojarzenia. Czasem wystarczyło zapamiętać tylko pierwszy symbol w nazwie miejscowości, żeby odnaleźć prawidłową drogę. Niektóre z nich często się powtarzały, więc po jakimś czasie zapamiętywaliśmy je wreszcie. Tak było na przykład z shan, co oznacza góra. Znak ten co prawda wygląda raczej jak trójząb Neptuna, przez co bardziej kojarzy się z morzem , ale w Chinach oznacza górę i już.
Chińskie znaki, które widzimy codziennie na drogowskazach, figurują w naszym kodzie jako: kukiełki w różnych wariacjach, jaszczurka, telewizorki na nóżkach albo z rogami, biegnące ludziki z pióropuszem, drabinki, niektóre z jedną dłuższą nóżką itp. Jakby to banalnie nie brzmiało jest skuteczne i nigdy się nie zgubiliśmy. Jeszcze.
Tak sobie myslę, że jeśli to przeczytał jakiś sinolog, to chyba mu ręce opadły…
Może warto zainwestować w GPSa? Raczej inwestycja niewiele droższa niż atlas, zwłaszcza w Chinach, lżejsza, a ile ułatwia zycie? :)
człowiek do technologi bardzo szybko się przyzwyczaja. Nie jestem stary, lecz nie pamiętam jakim cudem udawało nam się trafiać do celu jeżdżąc po Europie tylko w oparciu o drogowskazy lub czasami mapę. Jednak „integracja” z miejscowymi była wtedy na wyższym poziomie. Teraz wiele jednak GPS ułatwia, a człowiek staje się leniwy.
Sądzę, że opcja z pokazywaniem na mapie napisu i „niech sobie mieszkaniec sam przeczyta” jest najskuteczniejsza i najlepsza. Istnieje mała szansa na pomyłkę.
Zajmuję się tym naukowo, stąd zboczenie. :) Co nie oznacza, że bez GPSa drogi nie potrafię znaleźć. Nie cierpię np. używać nawigacji, jedyne co robię to wgrywam mapy i sam nawiguję.
…jesli masz mapy ;)
ale błądzenie ma w sobie tyle uroku! :)
Fakt, daje przede wszystkim więcej możliwości do interakcji z miejscowymi, co bardzo lubimy i w większości przypadków najlepiej wspominamy.
Co do map, akurat w Chinach z tym nie problem, osobiście testowałem Garminowską mapę w 2009 i była całkiem, całkiem zwłaszcza na wsi, gdzie nic dynamicznie się nie zmienia. Poza tym jest też możliwośc samemu przygotowania sobie ortofotomap z Google np. ale to już trochę wyższa szkoła jazdy.
Łukasz, a możemy proprosić step-by-step jak się takie mapy robi, jeśli to nie problem dla Ciebie. Co prawda mamy GPS Delorme, ale używamy go tylko do oznaczania miejsc, a nie do nawigowania. Wiem, że ma on funkcję wgrywania przez siebie przygotowanych map, ale od 3 lat nie znalazłem czasu, aby się w to zagłębić, a czasem faktycznie byłoby przydatne.
Jasne, tyle że ja znam Windows Mobile i Ozi Explorer CE na niego, nie wiem jak to wygląda pod Androidem, bo ja jeszcze w poprzedniej epoce zostałem :) Jeżeli Was to urządza, to mogę coś skrobnąć. Na Garmina są gotowe mapy nawigacyjne, które de facto też da się odpalić pod Windows Mobile.
Toś my se pogadali ;) Słyszałem o Androidzie, ale z czym się to je to nie wiem… Będę sie dokształcał po powrocie. Na razie zostajemy przy chińskiej mapie ;) Niemniej dzięki za ofertę!
Andrzej, na chłopski rozum, spraw sobie najtańszego chińskiego pamtopa-smartfona-cokolwiek z Windows Mobile 6.5 i GPS(pewnie do kupienia za nie więcej niż 50 RMB) i odezwij się na priv, jak już będziesz miał, a ja Ci napiszę resztę. Pewnie na Delorme też cos się da zrobić, ale nigdy tego nie miałem w łapach. Ja używam zwykly smartfon Omnia II Samszajsa.
O nie, ja protestuję, nie zgadzam się i nie pozwalam. Mamy już dosyć gadżetów, a każde dodatkowe 100gram do wożenia nie jest mile widziane :)
Jest jeszcze aspekt sentymentalny – na papierowej mapie można pobazgrać, można ją uświnić sokiem z soczystego ananasa i zostaje jako pamiątka z podróży :)
Chińskie znaczki są super :) my mieszkamy w „Igreku w klatce i krzaczorem na łyżwie” czyli Nantong
Magda, chyba byśmy się dogadały w podróży :)
ręce nie opadają a raczej biją brawo w związku ze znakiem 山 :)
Dobrze jest. Jak mi podrośnie mój polsko-chiński bobas, to też sobie pojeździmy.
Przeczytałam wpis jako sinolog i jestem pod wrażeniem wyobraźni :) Chciałabym wiedzieć, jakie to znaki są jaszczurką lub antenką telewizyjną, ale ponieważ podróż Państwa po Chinach była bardzo dawno, to raczej będzie to nierealne :)
:D
Cóż, jakoś trzeb było sobie radzić.
Jeśli chodzi o jaszczurkę z 4 na ogonie to możliwe że był to ten znak: http://www.chinese-tools.com/jdd/public/documents/charord/60/36807.gif
Na pewno jaszczurka to ta część dolna :) https://en.wiktionary.org/wiki/%E8%BE%B6#Chinese
Co do antenki, nie mam już pewności, który to był znak dokładnie, bo teraz, kilka z nich mi natenke przypomina…