Lima – Pisco i wypadek na Panamericanie

Nocnym autobusem dojechalismy do Puno. Bylo wczesnie rano, kolo 5 i wsciekle zimno, bo to rano i co wazniejsze ponad 3500 m n.p.m. Tego czego bylismy pewni, po przejechaniu przez miasto do dworca, to to, ze chcemy stad uciekac jeszcze tego samego dnia, bo miasto jest okropne, jednak wczesniej zahaczylismy o Wyspy Uros.

Miasto samo w sobie nie wyroznia sie niczym ciekawym poza trzema dzielnicami: starym miastem, dzielnica Miraflores oraz Baranco, ktore uchodza za najlepsza w drugim przypadku i najbardiej imprezowa w trzecim. Oczywiscie tez poszlism nad Ocean, bo jakze by bylo bez fotk z nad Oceanu. Jak sie pozniej okazalo, jeszcze tego samego dnia z powodu wypadku na Panamericanie i blokady drogi, mozna bylo polazic znowu nad Oceanem, ale o tym pozniej. Stare miasto jeast na prawde bardzo ladne: Plaza de Armas, zabytkowe kamieniczki w stylu kolonialnym – coraz bardziej mi sie podobaja, ale gotyk i tak fajniejszy :) Piekna Katedra oraz Palac Gubernatora oraz zmiana warty kazdego dnia o 12 tuz przed nim. Fajna atmosfera i warto posiedziec tam dluzsza chwile pijac np. Zimny sok owocowy sprzedawany nieopodal.

peru_P1010168

Straty nadrobione. Jedziemy w strone Pisco. Juz wczesniej wiedzielismy, ze przezylo ono trzesienie ziemi kilknascie tygodni temu. Bylo ono bardzo mocne – 8.1 stopnia i niestety miasto i okolica bardzo ucierpialy. Zanim jednak Pisco, trzeba wrocic na Panamericane, bo i tym razem nasz przejazd nie byl spokojny. Okolo godzine jazdy od Pisco nasz autobus sie zatrzymuje. O co chodzi. Patrze przez przednia szybe i widze gore czegos zielonego przed nami… hmm… wypadek. Jestesmy 5 pojazdem, wiec wypadek zdarzyl sie chwile temu. Wychodzimy z autobusu, co by zobaczyc co sie stalo. Oczom nie wierzymy. Wywrocona na bok ogromna ciezarowka na ukos przec cala droge – oczywiscie jej zawartosc wysypana prawie calutka. No to spobie postoimy. Po chwili zjawily sie sluzby pozadkowe oraz policja, ambulance. Dluzej czekalismy na dzwig… w miedzy czasie polazlem na wydmy niopodal. Widok przedni – Ocean rozbijajacy sie o skaly a nad nimi piaszczyste wydmy… niesamowite. Nawet ucieszylem sie, ze ten wypadek mial miejsce, bo dla takiego widoku warto bylo sie tu zatrzymac.

peru_P1010176

W miedzy czasie niektore samochody (terenowe) chcialy ominac wypadek przejezdzajac przez pustynne pobocza. Niektorym sie udalo, ale wiele sie zakopalo na chwile lub dluzsza chwile. Dwa nawet po naszym djezdzie jeszcze staly (to sobie przyspieszyli). Po okolo godzinie odgarniania zawartosci ciezarowki podjechala inna ciezarowka, ktora przewlokla te przewrocona na bok szosy, tak, aby z boku mogl podjechac dzwig i calkiem przesunac wypadkowicza na bok. Udalo sie, w koncu ruszylismy, ale obsow prawie 2,5h. Coz… znow bedziemy szukac spania po ciemku, a tak chcielismy zdarzyc, tym bardziej, ze w Pisco ponoc bardzo niebezpiecnie op trzesieniu ziemi. Ogom ludzi potracilo wszystko, wiec wzrosla przestepczosc, kradzieze i rozboje. Do tego stopnia jest to nagminne, ze nawet lokalni, jesli nie musza nie wychodza po zmroku na ulice, co powiedziec o gringos. Dojechalismy do Pisco, a raczej do zjazdu z Panamericany, gdzie nas wysadzono, bo autobus nie wjezdzal do miasta. Szybko wzielismy taxi i udalismy sie pod hostel. Ceny dantejskie: 10 usd za noc za osobe :/ Ale coz, hosteli zostalo kilka, wiec ceny poszly w gore. Pierwszy pelny, drugi pelny, trzeci pelny, czwarty pelny. Fuck, no to jaja. w czwartym prosze kobiete, czy nie zna kogos, kto ma jeszcze noclegi niedaleko. Poprosila o chwile cierpliwosci i zaczela dzwonic. Pierwszy telefon kicha. Drugi – sa dwa miejsca, ostatnie… Ufff, cena! 50 soli za noc od dwoch osob :/ Lepiej, ale i tak duzo. Targujemy sie igrajac z ogniem… nie chce sposcic. W koncu decydujemy zostac dwie noce – cena spada o 10 soli. Uff… przyzwoicie, choc to nie nocleg z Quito za 2 usd :)

Zrzucamy bety w pokoju i idziemy na kolacje. Wlascicielka nas ostrzega, zeby byc bardzo ostroznym. Chwile pozniej wlasciciel przy wyjsciu (ktory podjechal pod poprzedni hostel i nas tu przywiozl, zebysmy nie chodzili, bo niebezpiecznie!). Psychoza narasta! Idziem dwa bloki od naszego hostelu i nawet nie spogladamy w stornr miasta. Jemy kolacje, prysznic i do spania. Nastepnego dnia jedziemy do Parku Narodowego Paracas i saego Paracas.

O autorze: Andrzej Budnik

Alternatywny podróżnik, zapalony bloger i geek technologiczny. Połączenie tych dziedzin sprawia, że w podróż przez australijski interior czy nowozelandzkie góry zabiera do plecaka drona, który pozwala mu przywieźć niepublikowane nigdzie wcześniej zdjęcia i oryginalne ujęcia wideo. Swoją duszę zaprzedał górom w północnym Pakistanie i tadżyckim Pamirze, które odkrywał podczas 4-letniej podróży lądowej przez Azję i Australię. Od wielu lat zaangażowany w aktywizację polskiego środowiska podróżniczego. Założyciel i obecnie współautor najstarszego, aktywnego bloga podróżniczego w Polsce – LosWiaheros.pl. Nominowany do Travelerów 2010 i Kolosów 2013. Zwycięzca konkursu Blog Roku w kategorii Podróże i Szeroki Świat w 2007 roku. Zawodowo licencjonowany pilot drona w firmie CrazyCopter.pl specjalizującej się w fotografii lotniczej i wideo z drona. Łącząc od lat pracę zdalną i podróże stara się promować styl życia określany Cyfrowym Nomadyzmem.

Podobny tekst

Czarny rynek dolarowy w Wenezueli

Łażę sobie po różnych miejscach w sieci i sporo osób dziwi, o co chodzi z pieniędzmi w Wenezueli. Dlaczego nie opłaca się ich …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *