W Istambule wylądowaliśmy około 4 rano. Przywitać miał nas Ibrahim, u którego mieliśmy się zatrzymać przez najbliższe 4 dni, ale przywitał nas śpiew muezina. Wrażenie było tym większe, że były to pierwsze nasze chwile w kraju muzułmańskim. Zupełnie wyludnione miasto o wschodzie słońca i nagle słychać nawoływanie do modlitwy – aż dreszcze nam przeszły po plecach.
Powyższy filmik przedstawia nawoływanie muezina do modlitwy – ulica w Istambule
Po jakimś czasie zjawił się też Ibrahim no i przyszedł czas pożegnania z chłopakami – towarzyszami naszej „nędznej wegetacji”, czyli z Tomkiem Jaśkiem i Pawłem. Trzymajcie się chłopaki, kiedyś jeszcze pojedziemy razem do Pajury :)
Pierwszy dzień w Istambule spędziliśmy z Ibrahimem, który chciał nam pokazać Istambuł nieznany turystom. I faktycznie, na swojej drodze tego dnia nie spotkaliśmy turystów z aparatami, których na starym mieście jest więcej niż Turków. Po śniadaniu w azjatyckiej części miasta, nasz ulubiony przewodnik poprowadził nas krętymi uliczkami nad Bosfor. Mieliśmy też szansę popatrzeć na Istambuł z góry – widok zapierający dech w piersiach. Miasto położone jest na siedmiu wzgórzach, jak wyjaśnił nam Ibrahim, a wzgórza te, są gęsto usiane budynkami. Jazda samochodem po mieście z Ibrahimem to czyste szaleństwo, panuje tu już azjatycka zasada ruchu drogowego: kto większy, ten ma pierwszeństwo, oczywiście pieszy znajduje się na samym końcu tej hierarchii.
Pierwszy dzień w Istambule minął nam zaskakująco szybko, wszystkie miejsce, w które zaprowadził nas Ibrahim wywarły na nas ogromne wrażenie, a wielkość miasta i jego kulturowa różnorodność są oszałamiające.
Drugiego dnia już klasyczna marszruta typowo turystyczna jednak z tą różnicą, że pierwszy z meczetów do których weszliśmy był zupełnie pusty i na uboczu. Byliśmy tylko my i meczet. Cisza spokój, chłód i niesamowicie miękki dywan na całej podłodze świątyni. Żaden z kolejnych meczetów, w których byliśmy już nie miał tego klimatu…
Wnętrze fragmentu meczetu Santiye Sahasi oraz fragment modlitwy jednego z wiernych – Istambuł
Kolejne kroki skierowaliśmy w stronę Hagia Sofia i Błękitnego Meczetu… i aż smutek nas ogarnął, jak turyści deformują atmosferę tych miejsc. Dramat. W Błękitnym Meczecie gwar jak na targu, mimo tabliczek proszących o zachowanie milczenia w świątyni. Po raz kolejny przekonujemy się o tym, że największe atrakcje turystyczne lepiej omijać szerokim łukiem, albo wybrać się tam bardzo wcześnie rano, gdy nie ma jeszcze tłumów. Poza tym w środku dnia jest taki upał, że momentalnie czujemy się zmęczeni. Ratunkiem są meczety. Dlaczego? Do meczetu wchodzi się boso, a przed wejściem należy obmyć stopy w wodzie. Dla nas ten obowiązek jest jednocześnie przyjemnością i przynosi orzeźwienie.
Mimo, iż Hagia Sofia, wcześniej świątynia chrześcijańska, przerobiona na meczet dla nas zupełnie nie umywała się do zwykłych meczetów, w których nie było ludzi. Pewnie jakby wejść do niej w czasie, gdy byłoby pusto, to byłoby co innego, jednak tak normalnie bardziej nas zniechęciła niż zachęciła do siebie.
Nie ma co pisać o odwiedzanych miejscach, bo to możecie sobie znaleźć w przewodnikach, ale kilka uwag, które nam się nasunęły bardzo szybko będąc w Turcji po raz pierwszy:
Flagi tureckie i ciągłe podkreślanie jedności kraju.
Mieliśmy i w sumie ciągle je mamy, bo jeszcze jesteśmy w Turcji jesteśmy, iż mieszkańcy tego kraju mają jakiś kompleks lub obawę przed utratą suwerenności. Prawdą jest, iż Turcja ma niestabilną sytuację z kilkoma swoimi sąsiadami. Delikatnie badaliśmy kilka razy ten temat pytając Ibrahima o różne kwestie polityczne np. sprawa Cypru, Kurdów i PKK. Oczywiście odpowiedzi były mniej więcej takie, jak się spodziewaliśmy – wina jest po stronie Grecji, Kurdów etc. ale jakoś dziwnie Turcy nie pamiętają, że Stambuł nie zawsze był Stambułem na przykład. Ormiańskie zagłady też uciekły z pamięci Turkom, ale jednak pamiętają, że to polski król zatrzymał marsz Imperium Ottomańskiego na zachód.
This word comes from… Turkish
Kto oglądał “Moje wielkie greckie wesele”, szybko zrozumie co mam na myśli. Turcy bardzo często podkreślają fakt, że coś pochodzi z Turcji. Przykładem może być jogurt – wszyscy się zarzekają, że to Turcy go wymyślili, a nie Grecy. Tak samo jest z raki, czyli czymś na kształt wódki. Podobnie z różnymi słowami i w ogóle są bardzo zdziwieni, dlaczego my się nie uczymy tureckiego. Włada nim przecież ponad 80 mln ludzi.
A raz walnąłem gafę okropną… jesteśmy sobie w sklepie z różnymi suszonymi owocami i sprzedawca mówi, że jakiś tam owoc można kupić tylko w Turcji, na co go zapytałem, czy to na pewno jest tradycyjny dla GRECJI owoc? Na co ten urażony naprostował czteroma rękami na raz, że nie tradycyjny dla Grecji, a dla TURCJI!! :) Hmm…
Piłka nożna
Obecnym mistrzem Turcji jest Besiktas Stambuł. Jednak w samym Stambule pierwszoligowych klubów jest aż 3 – Besiktas, Galatasaray i Fenerbace. Po zdobyciu mistrzostwa przez któryś z nich nad ulicami miasta lub poszczególnych dzielnic rozwieszane są flagi w barwach zwycięskiego klubu. Teraz prawie cały Stambuł jest biało-czarny, bo to barwy Besiktasu. Jednak niektóre części miasta są przypisane tylko do jednego klubu i tam flagi wiszą dwie – ta, która niżej zawieszona ta ważniejsza, bo ją widać z ulicy patrząc wprost do góry. Ogólnie rzecz biorąc wygląda to bardzo sympatycznie tak z zewnątrz, ale Turcy podobno są bardzo „gorącymi” fanami klubów piłkarskich i wiernie bronią swoich klubów, stąd czasem zdarzają się wypadki śmiertelne czy to na stadionach czy na ulicach Stambułu.
Dwa kontynenty.
Zupełnie nie zdawałem sobie sprawy z faktu, iż tak bardzo można poczuć przenikanie się dwóch kontynentów w Stambule. Tak naprawdę jest on jedynym miastem na świecie, które leży na dwóch kontynentach i to czyni go niesamowitym. Oczywiście Stambuł to nie New Dehli czy Bangkok, ale dla kogoś, kto Azje zna dobrze, bardzo łatwym jest wyłapanie pewnych cech charakterystycznych dla tego kontynentu. Co ciekawe te cechy nie są silnie podkreślane, ale to właśnie dlatego, iż Stambuł jest na zachodzie Azji.
Unia Europejska
Jakiego Turka by nie zapytać na temat Unii Europejskiej dyskusji nie ma końca. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak wiele kwestii Turcy już rozwiązali. {joomplu:104} Choćby głupi przykład tablic rejestracyjnych, którym brakuje tylko kilka złotych gwiazdek, i w pełni przypominałyby unijne. Turcy bardzo chcą wejść do UE, jednak takie kwestie jak wspólna granica z Syrią, Irakiem czy Iranem, albo spór z Grecją o Cypr, czy choćby banalny w swojej istocie fakt, iż tylko 3% Turcji leży na kontynencie europejskim, delikatnie dyskwalifikują ten kraj do tej pory. Jednak kwestią zasadniczą moim mniemaniu są pieniądze, które musiałby przeznaczyć Bruksela na wyrównanie różnić pomiędzy Europą a wschodnią Turcją.
To tyle naszych pierwszych spostrzeżeń z Istambułu i Turcji. Obecnie jesteśmy w Kapadocji, z której relacja pojawi się niebawem…
Nieodżałowany przez Greków Konstantynopol !!! Jestem żoną greka i mieszkam w Grecji , wiele razy prosiłam mojego męża żebyśmy odwiedzili to miasto , niestety Grecy mają do tego miejsca wielki sentyment ale i sporo żalu za odebranie im Konstantynopola , i wolą go nie oglądać jako tureckiego miasta .