Wulkan Bromo to jedna z narodowych ikon turystycznych. Kto był w Indonezji, a nie widział {joomplu:2332}Bromo to prawie jakby popełnił grzech śmiertelny. „Nie widziałeś Bromo”- będą pytały podejrzliwe spojrzenia znajomych. Jak można podnieść się po takim błędzie? Nie można! Dziwić się więc nie wolno, że Bromo to jedno z najbardziej komercyjnych miejsc w Indonezji, które opanowane jest przez tamtejszą mafię transportowo-turystyczną – największą udręką niskobudżetowego podróżnika. Przyszedł czas aby się zmierzyć z Bromo, bo przecież kto chciałby być na liście grzeszników? Ja na pewno nie! ;)
Popularność wulkanu Bromo bierze się stąd, że:
- jest jednym z najłatwiej dostępnych wulkanów w Indonezji (czyt. można dojechać autem prawie pod sam krater),
- leży na trasie Yogyakarta – Bali, czyli jednej z najczęściej pokonywanych tras w Indonezji inaczej niż samolotem (czyli lądem),
- jest określany cudem natury, co i my (jedne z najbardziej marudnych i wybrednych stworzeń podróżujących) z pochyloną głową musimy przyznać. Jest tam ładnie.
Po długiej wizycie w Yogyakarcie, obejrzeniu festiwalu folklorystycznego i odwiedzeniu świątyń Prambanan i Borobudur, czyli tak naprawdę nierobieniu niczego nadzwyczajnego i podążaniu „z falą”, stwierdzamy, że czas na wyzwanie z kategorii małe, ale upierdliwe i niepopularne. Trasę Yogyakarta – Ubud na Bali (z wyjazdem pod Bromo) chcemy pokonać transportem lokalnym nie korzystając z oferty agencji turystycznej iiiiii dzięki czemu mamy nadzieję zaoszczędzić trochę pieniędzy, bawiąc się przy tym świetnie!
Naszą „misję” zaczynamy od wydostania się z Yogyakarty. Udając się pieszo na poranny pociąg klasy ekonomicznej, jesteśmy zakrzyczeni przez lokalnych rikszarzy i zatrąbieni przez mijające nas taksówki – wszyscy bez wyjątku, za wszelką cenę chcą nas podwieźć te dwa kilometry, bo daleko, bo ciężkie plecaki, bo kto to widział, żebyśmy szli, a nie jechali. Nic z tego!
Pociąg klasy ekonomicznej relacji Yogyakarta – Banyuangi to wielkie przeżycie. Nie dościga ono atrakcyjnością swojego północnego odpowiednika – taniego pociągu w Chinach, ale na nudę też nie można narzekać. Gama produktów oferowanych przez licencjonowanych (!) sprzedawców, którzy są w specjalny sposób oznakowani, nie powstydziłby się na pewno żaden kiosk czy okoliczne stragany, które można spotkać przed polskimi dworcami kolejowymi. Tu na Jawie, wszystko jest w pociągu – „all inclusive”, chciałoby się rzec.
Kolorytu sprzedawcom dodają wszelkiej maści żebracy, ale nie są to zwykli żebracy. Ci z pociągów (jak i autobusów jawajskich) oferują coś w zamian, np. sprzątają z podłogi rzucane przez pasażerów śmieci i rozpylają sprayem zapach kwiatowy oczekując za to drobnej zapłaty. Często też to śpiewają, czasem przygrywają też coś na gitarze. Niewątpliwą furorę robią zespoły 3-, 4-osobowe, które na kilkanaście minut swojego występu przyciągają uwagę prawie wszystkich pasażerów i 90% z nich wrzuci kilka tysięcy rupii bez większych oporów.
Pociągiem jechaliśmy 12 godzin wbrew zapowiadanym 8, więc byliśmy w Probolinggo dość późno i tania noclegownia (40 tys za dwójkę) niedaleko dworca kolejowego była pełna. Z kwaśną miną wsiadamy więc do bemo (lokalny mikrobus) i jedziemy w stronę dworca autobusowego. Po drodze sprytny kierowca chce nas wypchnąć wprost do agencji, która zorganizuje nam zwiedzanie Bromo, ale bronimy się rękami i nogami podając nazwę hotelu, do którego chcemy jechać. W krzyku rozpaczy agent mówi, że zabierze nas tylko pod Bromo do Cemoro Lawang za jedyne 25 tys. Rp. Stawka zawyżona co najmniej dwukrotnie – próby negocjacji spełzły na niczym. Agent nawet nie podjął tematu, co zaczęło mnie lekko niepokoić.
Docieramy wreszcie do hotelu i cena za dwójkę to 90 tys. rupii – dużo, ale jest późno i wyboru raczej nie mamy – dwa pozostałe hotele w okolicy są zajęte. Płacimy więc z kwaśną miną zbity do 70 tys. Rp. haracz i bierzemy prysznic. Wycięty po egzotycznym pociągu, bez większego przyglądania się stanowi sanitariatów ochlapuję się wodą z mandi i po 5 minutach jestem jak nowonarodzony. Alicja jednak trafia na znalezisko, które ja pominąłem. Robi tak straszną awanturę, że naprawdę jej nie poznaję. Gospodarze zupełnie nie rozumieją o co chodzi – przecież standardem jest, że zużyte prezerwatywy z wiadomą zawartością walają się w łazience. Kogo to jeszcze dziwi? Zapytano nas czy jesteśmy z Ameryki, a my w odpowiedzi poprosiliśmy jeszcze o zmianę pościeli na czystą podkładając właścicielowi pod nos śmierdzącą poduszkę i ściągając z łóżka klejące się prześcieradło. Budzik nastawiamy na 7 rano przeczuwając jutrzejsze przygody z transportem.
Byłem już na setkach dworców autobusowych i coraz mniej dziwi mnie w podróży. To, że ludzie kłamią, zawyżają ceny, kierują od Annasza do Kajfasza nie raz się zdarzało, ale mafia transportowa w Probolinggo postawiła poprzeczkę wysoko. Najpierw przez 15 minut krążę po dworcu, potem po jego okolicach pytając napotkanych ludzi o transport pod Bromo. Jedni każą czekać na dworu, inni przed, ktoś ciągnie do agencji naprzeciwko dworca, a jeszcze inny zaprasza na swój skuterek zarzekając się na największe świętości, że razem z Alicją i naszymi plecakami bez problemów się zmieścimy. Cena skacze jednak od 10 tys. po 120 tys. Rp. I weź tu się wyznaj człowieku?
Na dworcu jedno wielkie kłamstwo, więc idziemy wzdłuż głównej drogi i po chwili zaczepiają nas nas miejscowe cwaniaczki – opędzamy się od nich ze wszystkich sił. Spotykamy dwójkę Czechów, trochę znudzonych, a ich bagaże są już na dachu busa. Jak się okazuje czekają już od godziny i mają zapłacić 40 tys. od osoby. Dziwne to wszystko, tym bardziej, że gdy przejeżdża koło nas bemo i z lekka zwalnia z knajpek obok dochodzą jakieś krzyki i bemo zaraz przyspiesza i odjeżdża. Wniosek jest jeden – nie będziemy tu czekać i idziemy dalej wzdłuż drogi. Czesi postanawiają iść z nami. Kiedy przechodzimy obok stacji benzynowej zatrzymuje się przy nas niebieskie bemo – cena z 40 tys. RP spada po negocjacjach do 25 tys. Rp. od osoby, odjazd rzekomo zaraz. Zbicie ceny poniżej 25 tys. nie wchodzi w grę – kierowca nawet nie chce słyszeć o mniejszej kwocie., nawet gdy od niego odchodzimy. Innego wyjścia chyba nie ma. Wsiadamy, ale stawiamy warunek – jeśli nie będziemy za półtorej godziny od tego momentu w Cemoro Lawang to dostanie tylko 15 tys. Rp., co jak się potem okazało jest faktycznie stawką lokalną.
Kierowca zdecydowanie się nie ociąga i na miejsce docieramy przed czasem, czyli płacimy po 25 tys. Rp. Wysiadamy na rozwidleniu dróg w Cemoro Lawang i znajdujemy losmen (prywatna kwatera) około 100 m od punktu widokowego przy Cemara Indah Hotel. Wybieramy najtańszy i płacimy 60 tys. Rp. za dwójkę. Dwa pozostałe wydawały się ciut czystsze, ale i odpowiednio droższe: 80 i 100 tys. Rp.
Jemy coś w położonym poniżej lokalnym warungu i idziemy przespacerować się po kalderze wulkanu Bromo. Jest lekko po południu – ciepło, słonecznie i NIE MA ŻADNYCH TURYSTÓW. Robimy rundkę wokół krateru Bromo i zaczynają nadciągać chmury, które w przeciągu godziny spowiły całą okolicę. Zrobiło się bardziej mistycznie, a wulkan zaczął intensywniej dymić. Najbardziej jednak podoba mi się wulkan Batok, którego idealnie okrągłe zbocza są zielone. Krążymy jeszcze chwilę po okolicy i robimy rozeznanie co do szlaku w stronę punktu widokowego. Następnego dnia chcemy wyruszyć około 4 rano, więc będzie kompletnie ciemno.
Wstajemy, jak zaplanowaliśmy i z zapalonymi czołówkami wspinamy się szlakiem na górę. Najpierw prowadzi on asfaltową drogą, aby chwilę później zamienić się w drogę bitą. Pod koniec mamy już jednotraktowy szlak, który miejscami jest zarośnięty, ale nawet z małymi czołówkami można spokojnie odnaleźć drogę. Na wschód słońca docieramy do dawnego punktu widokowego – jesteśmy zupełnie sami. Od głównego punktu widokowego dzieli nas około pół godziny marszu szlakiem i następne 20 minut drogą asfaltową. Nie chcemy jednak tam iść, bo wychodząc do góry co chwilę widzimy w dole światełka jeepów. Na górze więc na pewno są spore tłumy, a my chcemy być sami i tak też mamy.
Po obfotografowaniu wszystkiego, co było warte obfotografowania i wypiciu ciepłej herbaty (niech żyje nasz kuchenka multifuel!) idziemy do góry. Tuż przed miejscem, gdzie stary szlak łączy się z drogą asfaltową zauważamy wydeptane miejsce, które wydaje się być jeszcze lepsze niż to nasze. Jest około 80 metrów w pionie niżej niż główny punkt widokowy, a panorama jest zdecydowanie lepsza od starego punktu widokowego. Żałujemy trochę, że tu nie podeszliśmy jeszcze przed świtem, ale nie wiedzieliśmy o tym miejscu. Gdy docieramy do głównego punktu widokowego jest już tylko jeden jeep i 3 turystów z przewodnikiem. Chwilę potem odjeżdżają, a my robimy sobie śniadanie, gotujemy kawę i siadamy na ławeczkach podziwiając przed sobą piękną panoramę. Wokół cisza i spokój po jakimś czasie tylko zmącona hałasem miotły zgarniającej śmieci, które zostawili tutaj nie dawno przybywający tłumnie wycieczkowicze.
Schodzimy tym samym szlakiem bez pośpiechu, a dwóch kierowców motorków proponuje nam podwiezienie {joomplu:2327}do Cemoro Lawang za jedyne 30 tys. Rp. od osoby. Opowiadamy grzecznie, że my lubimy chodzić. Idziemy więc w dół, a gdy docieramy do drogi asfaltowej z miłym zaskoczeniem odkrywamy, jak śliczna jest tutaj okolica w blasku południowego słońca. Rysy twarzy ludzi wyraźnie odbiegają od tych z Probolinggo i generalnie z Jawy. Tutaj żyją głównie Hindusi, którzy uciekali w góry przed rozprzestrzeniającym się wieki temu po wyspie Islamem. Wyżej już uciec nie mogli, a dziś tworzą unikalną społeczność, która w połączeniu z ich barwnymi domami tworzy świetne obrazy dla amatorów fotografii. To kolejna nagroda dla nas za brak pośpiechu. Wykupując pakiet wycieczki pod Bromo, te widoki się zupełnie omija i dobrze, bo żaden dzieciak nie woła tutaj „one dolar”, ani „pen”.
Docierając do naszej kwatery stwierdzamy, że właściciele gdzieś wyjechali. Teraz rozumiemy dlaczego tak bardzo zależało im dnia poprzedniego, abyśmy im zapłacili z góry. Tak też zrobiliśmy, ale teraz decydujemy się przedłużyć nasz pobyt. Chcemy jeszcze pochodzić po okolicy i spędzić ten słoneczny dzień na podziwianiu tutejszych pejzaży okolicznych wiosek. Zostajemy na jeszcze jedną noc w Cemoro Lawang.
Rano zostawiamy na łóżku 60 tys. Rp., bo nikt się nie pojawił i idziemy w stronę „krzyżówki”. Wsiadamy do busa, w którym są jeszcze dwa wolne miejsca – cały wypchany jest turystami, a cena jaką proponuje kierowca to 40 tys. za osobę. Po prostu wsiadamy bez żadnych dyskusji, a na dole płacimy po 25 tys. Rp. Oczywiście spotyka się to z niezadowoleniem, ale nie dyskutujemy – to i tak jest o 10 tys. za dużo, więc nie mamy żadnych wyrzutów sumienia. Przepychamy się przez tłum naganiaczy próbujących wcisnąć nam transport to do Jogjy, to na Bali – idziemy odruchowo na dworzec, żeby się ich pozbyć.
Szukamy autobusu do Banyuwangi, ale wszystkie są prawie puste. Nauczeni już doświadczeniem, nie dajemy sobie odebrać naszych plecaków, aby je „zabezpieczono”, a tym samym nie dajemy się uziemić razem z czekającym na pasażerów autobusem. Szamotając się z jakimiś ludźmi, bo do tej pory nie wiem czy to byli kierowcy czy naganiacze czy kasjerzy, widzę kątem oka, że jeden z kolesi macha zawzięcie i wykrzykuje coś w kierunku… przejeżdżającego akurat przez dworzec autobusu. Odwracam się na pięcie i krzyczę pytająco: „Banyuwangi?!” Gość wiszący w drzwiach kiwnął głową, a autobus zaraz zaczął zwalniać. Wyrywając się z uścisków dworcowych cwaniaków doganiam autobus i potwierdzam kierunek.
Chwilę potem siedzimy już w autobusie do Banyuwangi, za który płacimy po 30 tys. Rp.(ciut więcej od trzy razy krótszego przejazdu pod Bromo !). Po pięciu godzinach jazdy, pod wieczór jesteśmy na dworcu autobusowym w Banyuwangi, obok przystani promowej na Bali. Chwilę później jesteśmy już w Hotel Baru, za który płacimy 40 tys. za dwójkę z mandi i ze śniadaniem. Takie ceny lubimy! :) Czekamy na znajomych z Krakowa (Agatę i Łukasza), którzy następnego dnia mają do nas przyjechać z Lomboku. Fajnie będzie pogadać po polsku wreszcie w większym gronie, ale o tym następnym razem.
Reasumując koszty:
- tani pociąg Yogyakarta – Probolinggo (30 tys. x 2os.)
- nocleg w Probolinggo (70 tys. za dwójkę)
- bemo Probolinggo – Cemoro Lawang (25 tys. x 2os.)
- nocleg w Cemoro Lawang (60 tys. za dwójkę x 2 noce)
- bemo Cemoro Lawang – Probolinggo (25 tys. x 2os.)
- autobus Probolinggo – Banyuwangi (30 tys. x 2os.)
- ani pierwszego, ani drugiego dnia nie płaciliśmy wstępu do Parku Narodowego i wcale się nie ukrywaliśmy ;)
W sumie: 380 tys. Rp. na dwie osoby – 190 tys. Rp. na osobę.
Ceny wycieczek w Jogjy, za podobną przyjemność o dwie noce krótszą i uboższą w emocje, zaczynają się od 200 tys, a szczegóły na forum Travelbita choć ceny tam podane nie są już do końca aktualne – trochę wszystko podrożało.
Z perspektywy czasu myślę też, że spanie w Probolinggo było błędem i trzeba było jechać busem z agencji do Cemoro Lawang i tam spędzić trzy noce zamiast „spać z prezerwatywami” w Probolinggo. Sądziłem wtedy jednak, że tańszy będzie nocleg w Probolinggo i mniej zapłacimy za transport pod Bromo. Myliłem się. Wy tego błędu mam nadzieję nie popełnicie.
Hej
W poszukiwaniu informacji o dobrych miejscach do focenia Bromo szczesliwie dotarlem tutaj :) Mam male pytanie czy dalibyscie rade umiejscowic na Google Maps ten stary punk widokowy (Google pozostaja nieme na ten temat) i „wydeptane” miejsce ponizej nowego punktu. Bede tam za dwa tygodnie i staram sie znales jakies dobre miejsce do zdjec.
Serdeczne pozdrowienia i udanej kontynuacji waszej podrozy.
Rafal
Teraz agencyjny mini bus/AC z Yogjy do Cemero Lawang kosztuje ok 150-160 tys. 12-13 godzin,, start o 8:00. Dzięki za ten wpis (i dziesiątki innych ;-))
A ja nie mogę znaleźć tego Cemoro Lawang. Miejscowość o tej nazwie istnieje, ale na Jawie Środkowej, czyli w lini prostej 330 km od wulkanu Bromo.
Poszukaj „Hotel Son View Bromo” – on znajduje się właśnei w tej odległości. To jest dosłownie 1-2km na wschód od krateru Bromo.
Jakoś tutaj: -7.907942, 112.948754
Uważajcie by nie pojechać w odwrotnym kierunku tj. z Bali w kierunku Jogokarty (dżogdżo) bo wtedy stawki mnożą się razy dwa. Obecnie wycieczka trzydniowa z Jogokarty na Bromo i Ijen (Idżen) stawka wyjściowa od osoby 800000 .
O Matko i Córko! Powaliło ich tam d o końca? Toż to są jakieś kosmiczne ceny!?!
1$ =14450 IDR(Rupia Indonezyjska)
Czyli 800000IDR to ok 220pln – do cen kosmicznych daleko bardzo.
OK, racja! Policzyłem 6 zer za pierwszym razem! :)
Witam
Kilka dni temu zakupiliśmy nieplanowanie bilety do Indonezji wylot 26 listopada- 14 grudnia powrót.
Poniżej plan – proszę o rady, sugestię może coś warto byłby zmienić – czy w ogóle to co zaplanowałam jest wykonalne w tak krótkim czasie :).
Plan podróży:
26.11. Przylot 15.45 > 19.30 pociąg do Semarang około 1.30 jesteśmy na miejscu. – nocleg
27.11 Rano pobudka i transport skuterem lub autobusem do Świątyni Borobudur (około 80 km drogi) tego samego dnia powrót do Semarang i płyniemy do Kanimunjawa na 3 dni.
28-30.11 Kanimunjawa (plażowanie , nurkowanie i nic nie robienie )- 30.11 wypływamy do Semerang
30.11 Pociąg z Semarang do Surabaja (ok.6h) i jeszcze tego samego dnia chcemy dostać się do Cemero Lawang żeby rano zoabczyć Wulkan Bromo – wycieczka na własną rękę
1.12 oglądanie Bromo i jeszcze wieczorem wyjazd do Bondowoso lub Banyuwangi – nocleg
2.12 Rano wyjście na Ijen – wycieczka na własną rękę – tego samego dnia wyjazd na Bali
3-5.12 Bali – zwiedzanie wyspy skuterkiem
5- 13.12 pobyt na Gili lub Nusa Lembongan (plażowanie, snorkeling i nic nierobienie :)
13.12 Powrót – Lot samolotem z Denpaser ( o ile będzie otwarte) do Dżakarty lub jeżeli okaże się że lotnisko jest zamknięte to 12.12 – będziemy próbowali się dostać do Dżakarty pociągami :)
Z góry dziękuje za pomoc.
Cześć!
Możliwe, aczkolwiek baaardzo intensywne :)
1) Zamieniłbym Kanimunjawa z Borobudur. Najpierw bym sobie wypoczął po locie, a potem zwiedział świątynie, które są fantastyczne, a podejrzewam, że będziecie tak „wyrżnięci” droga, że uciekną Wam detale tego miejsca.
2) Jeśli dotrzecie w nocy do Banyuwangi to mało prawdopodobne jest, abyście na własną rękę ogarnęli Ijen.
3) 5- 13 – znudzi Wam się po 4 dniach :P Imho stracicie jeszcze dwa dni po drodze np. w/w. Banyuwangi.
Proszę :)
Dzięki za ten wpis :) My też wchodziliśmy na Bromo po południu, również byliśmy sami szczycie i też nie płaciliśmy za wejście do parku. Jest to zdecydowanie lepsza opcja niż wycieczka zorganizowana i bycie jednym z setek turystów w tym samym miejscu o tej samej porze. Ceny jednak bardzo mocno poszły w górę przez te lata, od przejazdów, po noclegi a nawet sam bilet wstępu, który jednak niektórzy muszą zapłacić. Gdyby ktoś szukał aktualnych informacji, ostatnio podsumowaliśmy nasz niedawny wypad na Bromo w poście: http://www.alejazda.news/wycieczka-na-bromo-na-wlasna-reke/
Pozdrawiamy z Australii :)
5 godzin autobus lokalny z Probolinggo do Banyuwangi?? To chyba jechałeś samochodem/motocyklem bez przystanku ? Nawet Google maps stwierdza, że to niemożliwe ;) o miejscowych i własnych doświadczeniach nie wspomnę :) raczej lokalny autobus to od 8 do 12 godzin :D ale Probolinggo rzeczywiście hardcore