Przekraczaniu granicy turecko-irackiej towarzyszył niemały dreszczyk emocji. Wszyscy wiemy, co media mówią o Iraku. Głównie kojarzy nam się on z Saddamem Husajnem, wojna, zamachami bombowymi i fanatykami religijnymi. Obraz może i ten jest właściwy, ale na pewno nie dla irackiego Kurdystanu, gdzie życie toczy się normalnie i spokojnie, a ludzie tam żyjący za wszelka cenę starają się odbudować swój kraj i doprowadzić go do zupełnej normalności.
Przejezdzajac granice turecko-iracko ma sie wrazenie jakby sie stalo w kolejce do jakiejś ogromnej fabryki. Po jednej stronie stoja setki, o ile nie tysiace ciezarowek zaladowane wszystkim co sie da – cement, drewno, cegly, czy tez TIRy z produktami spozywczymi. Po drugiej stronie granicy stoja puste ciezarowki, ktore juz zwiozly do irackiego Kurdystanu, co do zawiezienia bylo. Zupelnie osobna grupa sa cysterny, ktore wywoza z Iraku rope naftowa, za ktora wlaśnie Irakijczycy importuja wszystko, co jest im niezbedne do odbudowania ich kraju.
Zanim wjechaliśmy do irackiego Kurdystanu zostaliśmy na granicy poczestowani przez Peszmergow pyszna herbata. Tak dobrej herbaty nie pilem jeszcze nigdy w zyciu, nawet w Chinach. Potem juz tylko pieczatka do paszportu i jesteśmy de facto w Iraku. Okazalo sie, ze znajomy Kurd, do ktorego numer mial Bartek pracuje na granicy i jeśli poczekamy godzinke wezmie nas do siebie do domu na obiad. Przyjeliśmy zaproszenie. Po kilku godzinach wyladowaliśmy wiec u chrześcijanskiej rodziny i wzbudziliśmy, naszym nie do konca spodziewanym przyjazdem, duze poruszenie. Niestety okazalo sie, ze kontakt, ktory mieliśmy w Dohuk zawiodl i tak na prawde wyladowaliśmy na lodzie. Jednak Kurdowie i w dodatku asyryjscy chrześcijanie nie zostawili nas na lodzie. Zaoferowali nam nocleg na jak dlugo zechcemy. Nie chcieliśmy za bardzo nadwyrezać ich gościnności dlatego wybraliśmy sie po poludniu na miasto, aby moze znalezć jakiś hotel. Okazalo sie, ze wszystkie byly zajete. Nic nie dalo sie w tym temacie zrobić. Zdecydowaliśmy wiec, ze nastepnego dnia troche okrezna (czyt. krajoznawcza trasa) pojedziemy do stolicy Kurdystanu – Erbil. Tak tez sie stalo, ale zanim do tego doszlo na ulicach Dohuk wzbudziliśmy niesamowite zamieszanie. Wszyscy nas brali za Amerykanow. Nie dziwne – kto z bialych byl tu ostatnio. Trafiliśmy tez na faceta, ktory perfekcyjnie wladal angielskim. Okazalo sie, ze pracowal dla Amerykanow jako tlumacz podczas inwazji na Irak.
Po Dohuk pochodzilismy cale popoludnie. Znalezlismy dwa koscioly chrzescijanskie. Jeden nieczynny, prawie doszczetnie zakurzony, a drugi nowy. Nie bardzo moglismy to jakos osadzic w realiach Iraku, ale szybko sie opamietalismy – asyryjczycy. Przeciez tu byla kolebka chrzescijanstwa.
To co pierwszego dnia zwrocilo nasza duza uwage to jakze mocno rozbudowana infrastruktura jak na kraj, ktory byl jeszcze kilka lat temu doszczednie zniszczony. {joomplu:241}Drogi buduje sie w Kurdystanie glownie dwu- a najczesciej trojpasmowe. Jak grzyby po deszczu powstaja hotele, galerie i centra handlowe. Widac, ze ropa eksportowana z Iraku jest momentalnie zamieniana na kolejne to budynki, ktore sa w kraju potrzebne. Jednak dalej najwieksza bolaczka Kurdystanu jest prad, ktory tez jest importowany z zagranicy. Najwiecej czasu wymaga wybudowanie wlasnych elektrowni, tam, czy wiatrakow. Obecnie na noc prad jest wylaczany i wiekszosc domow posiada wlasne generatory na diesla, ktore sa odpalane po wylaczeniu energii w miescie.
Pierwszy dzien w irackim Kurdystanie minal nam na oswajaniu sie z myśla, ze jest tu bezpiecznie, ze mozna swobodnie chodzić po ulicach, ze nic nam nie grozi. Sam fakt, ze nasi gospodarze bez obaw o nas pozwolili nam chodzić po mieście juz po zmierzchu o czymś świadczy. Iracki Kurdystan na prawde jest super bezpieczny, a ludzie sa zyczliwi i pomocni, jak na Kurdow przystalo. Ciekawym doswiadczeniem bylo tez mieszkac u rodziny, ktora poslugiwala sie jezykiem asyryjskim. To w ogole prawie nie miescilo nam sie w glowach, ale to dopiero poczatek ciekawostek i nowosci, ktore napotkalismy w irackim Kurdystanie.