Alicja i pamirscy poszukiwacze rubinow

Sekrety Tadżykistanu

Pamir podbił nasze serca – gościnni ludzie, piękna przyroda. To wszystko, co Wam do tej pory opowiedzieliśmy jest prawdą, ale to tylko wycinek rzeczywistości, którą jako turyści w Tadżykistanie liznęliśmy. Kraj ten ma wiele więcej sekretów, o których się głośno nie mówi.

Tadżykistan, a właściwie Pamir, kojarzy mi się oczywiście z górami, ale przede wszystkim z gościnnymi i otwartymi ludźmi. Każdego dnia kilka razy częstowali nas herbatą, dawali chleb w prezencie, często zapraszali na posiłek lub oferowali na noc dach nad głową. Nawet zwykła rozmowa z pasterzem spotkanym na drodze była wyrazem jego życzliwości, a zmówiona za nas modlitwa zapewniała, że jesteśmy tu mile widziani.

Taki jest Pamir, tacy są mieszkający tu ludzie. Ich życzliwość w połączeniu z wysokimi szczytami gór i piękną przyrodą daje obraz krainy wprost z baśni. A przecież życie tutaj w niczym bajki nie przypomina.

Ludzie żyją w bardzo skromnych warunkach. W wielu miejscach w Pamirze energia elektryczna i to słaba, jest dostępna jedynie wieczorem i rano. W większości wsi nie ma bieżącej wody. Każdego dnia mijamy dziesiątki kobiet i dzieci dźwigających wiadra wody z rzeki lub specjalnych kranów. O kanalizacji można tylko pomarzyć. Wychodek jest zwykle co najmniej 50 metrów od domu, co zimą jest szczególnie uciążliwe. Czegoś takiego jak łazienka, w naszym europejskim rozumeniu, w domach prywatnych nie ma. Są za to łaźnie publiczne, tzw. bania lub hamam, gdzie za drobną opłatą można wziąć kąpiel.

Gdyby nie zbudowana przez Rosjan w czasach ZSRR Szosa Pamirska, to całkiem możliwe, że w tym rejonie nie byłoby żadnej asfaltowej drogi. Transport publiczny między mniejszymi miejscowościami prawie nie istnieje. Jeżdżą tu tzw. dzielone taksówki, ale na dłuższych odcinkach. Jeśli ktoś chce się dostać do wsi oddalonej np. o 6 km, a nie ma samochodu to idzie piechotą. Z resztą samochody ciągle się psują, a benzyna jest droga.

W dni wolne od szkoły i po lekcjach  dzieciaki pracują. Zajmują się owcami i kozami, zbierają a potem dźwigają na plecach suche badyle na opał, pomagają w polu. Nie jest to może nic nadzwyczajnego biorąc pod uwagę fakt, że mieszkają na wsi, ale łatwego i beztroskiego życia też raczej nie mają.

Tadżycka flaga powiewa w bardzo wielu miejscach w Pamirze
Tadżycka flaga powiewa w bardzo wielu miejscach w Pamirze

W wyżej położonych miejscowościach rolnictwo prawie nie istnieje. Jest za zimno i za mało tlenu, aby coś wartościowego hodować. Nie ma więc owoców i warzyw. Można je oczywiście kupić na bazarze, ale ceny są wysokie, a jakość niska.

Krowy nie dają mleka, bo nie dostają wartościowego pokarmu. Widzieliśmy jak na afgańskim targu w Ishkashim ludzie się przepychali, żeby kupić pakistańskie mleko w kartonikach za pół ceny. Hmmm, mleko to nawet za dużo powiedziane, etykietka mówiła, że to zabielacz do herbaty.
To są jednak rzeczy, do których można się przyzwyczaić i w głównej mierze wynikają z tego, że górzysty Pamir to teren trudny. Są jednak problemy, których źródło znajduje się gdzieś indziej.

Góralu, czy ci nie żal?

Oprócz mas dzieciaków, spotykamy po drodze głównie ludzi starszych. Młodzi powyjeżdżali do Rosji w poszukiwaniu pracy i lepszego życia. „Moja córka jest w Moskwie, a syn pracuje w Sachalinie” słyszymy najczęściej. Wyjeżdżają nawet ci, którzy ukończyli studia na wyższych uczelniach. W Tadżykistanie o pracę, zwłaszcza z godziwym wynagrodzeniem, trudno. Młodzi ludzie nie widzą tu dla siebie perspektyw i szans na rozwój. „Córka przyjeżdża do nas tylko latem, a syn zimą, żeby pobyć trochę z rodziną” – z nutką smutku opowiadają staruszkowie.

W bankach widzimy reklamy kilku agencji zajmujących się szybkimi przekazami pieniężnymi. Oferują promocje i zniżki na szybkie transfery gotówki z Rosji… Widzimy też reklamy sieci komórkowych – 1/minuta do Rosji od 0,49 TJS.

Szacuje się, że na emigracji zarobkowej jest obecnie od 500 do 800 tysięcy Tadżyków. To około 10% populacji. W ubiegłym roku przywieźli oni do kraju 2960 mln dolarów co stanowi 45% PKB kraju.


Podcinanie gałęzi, na której się siedzi

W Pamirze pojęcie centralnego ogrzewania nie istnieje. Z reguły zimą cała rodzina mieszka w jednym pomieszczeniu, które jest ogrzewane piecem lub tzw. kozą. Problemem jest jednak zdobycie opału. Po rozpadzie ZSRR kompletnie wstrzymano dostawy węgla i drewna, ludzie mieszkający w Pamirze zmuszeni zostali do szukania opału na własną rękę. W piecu palą więc suchymi badylami, wysuszonymi odchodami zwierząt i krzakami.

Wycinają krzewy i drzewa z lasów i sadów. W wyższych partiach regionu, gdzie drzew nie ma wcale, zbiera się nie tylko suche krzewy, ale wycina się żyjące jeszcze rośliny i suszy. Ofiarą pada głównie krzew terseken, który bardzo dobrze się pali. Wycina się go masowo choć jest to zabronione. Nikt tego jednak nie kontroluje. Niby wycinanie tersekenu jest nielegalne, ale nikt się z tym nie kryje. Wiele razy mijały nas małe ciężarówki wyładowane właśnie tymi krzewami.

Samochód przewożący terseken,  Pamir Highway
Samochód przewożący terseken, Pamir Highway

Jak się można domyśleć, pustoszenie tak ubogiego w rośliny terenu, mocno zagraża równowadze górskiego ekosystemu. Ludzie tu mieszkający z jednej strony zdają sobie z tego sprawę, a z drugiej nie mają wyboru, bo co, mają zrobić…  Zamarznąć?

Daj mi dychę, a powiem ci czy zdałeś

W pewnej wsi, nie ważne której, spotykamy dziewczynę, powiedzmy, że ma na imię Parmina. Jest świeżo upieczoną absolwentką anglistyki. Studiowała w Duszanbe, w samej stolicy, teraz pracuje w miejscowej szkole. Dziewczyna świetnie mówi po angielsku. Widać, że nie marnowała czasu na studiach.
Parmina zaprasza nas do siebie na obiad. W domowym zaciszu rozpoczyna się szczera rozmowa o studenckim życiu w Duszanbe.

– Co prawda w stolicy mieszkałam z siostrą i jej rodziną, ale i tak nie było mi łatwo. Zaraz po zajęciach chodziłam do pracy, bo musiałam zarobić pieniądze na studia.
– W Tadżykistanie płaci się za studia? – pytamy bez większego zdziwienia.
– Nie. Oficjalnie nie. Jednak gdy przychodzi sesja egzaminacyjna, trzeba mieć pieniądze. Trzeba dać łapówkę, żeby zdać egzamin. Nawet jeśli udzielisz poprawnych odpowiedzi na wszystkie pytania i tak musisz zapłacić. W przeciwnym razie nie zdasz. Dajesz 50-100 somoni (ok 10-20USD) i tyle. Może to nie jest strasznie dużo, ale jeśli w sesji mam 10 egzaminów, to robi się z tego sporo pieniędzy.
– To jawne łapówkarstwo!
– Tak. Już się do tego przyzwyczaiłam. To samo jest gdy chcesz się ubiegać o stypendium lub dofinansowanie na studia zagraniczne. Trzeba zdać specjalny egzamin i zapłacić. W tym przypadku stypendium dostaje ten, kto da najwięcej pieniędzy…  Raz spróbowałam i straciłam 200USD.

Kobiety wracające do wsi
Kobiety wracające do wsi

Parmina nie chce być nauczycielką na wsi. Ma ambitne plany i teraz chciałaby znaleźć dobrą pracę w Duszanbe, ale… będzie musiała ją sobie „kupić”. Wydaje się, że łapówkowy łańcuszek nie ma końca. Zaczynasz uczyć się tego już na studiach i potem już wiesz, że aby cokolwiek załatwić trzeba coś komuś zapłacić. Nikomu się to nie podoba, ale co z tym zrobić? Nic. Czy można się postawić i powiedzieć „nie zapłacę”? Można, ale niczego nie załatwisz.

Korupcja, głęboko zakorzeniona w głowach biorących i dających łapówki, jest jednym z największych problemów tego kraju. Jest uciążliwa dla Tadżyków, ale muszę przyznać, że my, jako turyści nigdy nie zostaliśmy „poproszeni” o jakąś dodatkową opłatę.

Tadżykistan jest jednym z najbardziej skorumpowanych krajów na świecie. Zajmuje 157 miejsce na liście sporządzonej przez organizację Transparency International.


Prowokacja, narzędzie stare jak świat

Przez całe lato Pamir, czyli Górnobadchszański Okręg Autonomiczny był zamknięty dla turystów. Przyczyną były zamieszki w miejscowości Khorog. Śledziliśmy dość regularnie te wydarzenia i próbowaliśmy zrozumieć o co w tym konflikcie chodzi. Gdy jechaliśmy przez pamirskie wioski wypytywaliśmy miejscowych o zamieszki i ich przyczyny. Dostaliśmy wiele dziwnych i sprzecznych informacji,  w które czasem trudno było uwierzyć.

Jedni mówili, że to było wyrównywanie starych porachunków przez polityków, inni, że to akcja przeciwko Pamirczykom i tłamszenie opozycji, a jeszcze inni wspominali, że chodziło o handel heroiną z sąsiednim Afganistanem.  Trudno dociec prawdy. Wygląda to jak jedna wielka prowokacja – teatrzyk urządzony przez Duszanbe. To jakieś zagmatwane rozgrywki polityczne, w których nie wiadomo o co chodzi, a poszkodowani są zwykli obywatele. Jak już wszyscy wiemy, gdy nie wiadomo  o co chodzi, to chodzi o pieniądze, a w tym przypadku również o władzę. Pewne jest to, że cała ta akcja była bezsensowna i niczego dobrego nie przyniosła.

W wyniku tych zamieszek zginęło kilkadziesiąt osób. W dodatku był to kompletnie martwy sezon dla tych, którzy w Pamirze zarabiają na turystach.

Przepraszam, czy tu torturują?

Podtytuł nawiązuje co prawda do polskiej komedii, ale nie ma w tym nic zabawnego. To raczej gorzki żart. Co nieco o tym słyszeliśmy, ale ludzie niechętnie temat podejmują. Kilka razy gdzieś o tym czytaliśmy, że tadżycka policja ma dość radykalne metody przesłuchań i funkcjonariusze bez skrupułów stosują tortury na zatrzymanych. Rażenie prądem, przypalanie skóry papierosem lub polewanie wrzątkiem to tylko kilka z licznych metod, aby zmusić podejrzanego do przyznania się do winy, albo do… zapłacenia łapówki.
Na stronie organizacji Amnesty International można znaleźć oświadczenia, które zwracają uwagę na powszechność stosowania tortur w Tadżykistanie. Jest nawet opinia, że policjanci torturami zmuszają zatrzymanych do przyznania się do winy, tylko po to aby poprawić sobie wyniki w rozwiązywaniu spraw, a pieniądze z łapówek od zatrzymanych to ich druga pensja.

Made in China, Made in Afghanistan, Made in Russia, Made in Poland

Tadżykistan słynie z upraw bawełny, hutnictwa aluminium oraz niestety handlu przemycanej z Afganistanu heroiny, ale to i tak za mało, aby kraj mógł się dynamicznie rozwijać.  Przemysł nie jest najmocniejszą jego stroną. W sklepie trudno znaleźć coś z napisem Made in Tajikistan. Można kupić telewizor z Chin, batoniki z Polski, rosyjską kiełbasę, irańskie cukierki, czy Colę z Afaganistanu, ale tadżyckich produktów, oprócz chleba, nie widziałam. Krąży plotka, że ostatnio nawet tradycyjne badachszańskie skarpety robi się z chińskiej wełny…

Chińskkie ciężarówki na Pamir Highway
Chińskkie ciężarówki na Pamir Highway

Problemy Pamiru i w ogóle Tadżykistanu to temat niewyczerpany. Jeśli kogoś to interesuje może poczytać obszerne raporty sporządzone przez poszczególne agencje ONZ czy organizacje pozarządowe. Jest tego sporo w Internecie. Poruszyłam ogólnie tylko kilka głównych problemów,  żeby Wam pokazać, że życie w „baśniowej krainie” w rzeczywistości nie jest takie kolorowe.

Trudno mi też mówić o Tadżykistanie jak o całym kraju. Byłam tylko w Górnobadachszańskim Okręgu Autonomicznym (GBAO), który ze względu na górskie łańcuchy Pamiru jest od reszty kraju dosyć odizolowany i po prostu inny.

Wiele razy zastanawiałam się jak to jest, że z reguły w najbiedniejszych rejonach świata ludzie są najbardziej otwarci, pomocni i podzielą się ostatnim kawałkiem chleba.  Znalazłam gdzieś takie zdanie: Tadżykistan jest raczej spokojnym krajem, w którym powszechną nędzę łagodzą niezwykle niskie oczekiwania. I to chyba jest odpowiedź na moje pytanie. Niskie oczekiwania…

Mam też problem, bo z jednej strony doświadczam ludzkiej życzliwości, poznaję piękne miejsca, a z drugiej strony dopada mnie ta szara, smutna rzeczywistość, która tak dołuje i od której chciałam uciec. Ta podróż miała być stymulacją, dostarczaniem nowych bodźców, żeby podtrzymać w sobie przyzwoity poziom optymizmu i nie zwymiotować na myśl o tym, jak ohydne mechanizmy rządzą tym światem.  Nie zawsze się to udaje, a często jest zupełnie odwrotnie. Doszłam do jednego tylko wniosku: mimo wszystko cieszę się, że urodziłam się w Polsce.

 

Jeśli 29 listopada będziecie w okolicy Krakowa polecamy Waszej uwadze spotkanie z naszym dobrym znajomym – Darkiem Dąbrowskim, który zabierze nas wirtualnie na Islandię. Spotkanie odbędzie się w ramach cyklu Wielkie Wyprawy organizowanego przez Salezjański Wolontariat Misyjny „Młodzi Światu”. Miejsce spotkania: Wioski Świata – Park Edukacji Globalnej, ul. Tyniecka 39, Kraków.

O autorze: Andrzej Budnik

Alternatywny podróżnik, zapalony bloger i geek technologiczny. Połączenie tych dziedzin sprawia, że w podróż przez australijski interior czy nowozelandzkie góry zabiera do plecaka drona, który pozwala mu przywieźć niepublikowane nigdzie wcześniej zdjęcia i oryginalne ujęcia wideo. Swoją duszę zaprzedał górom w północnym Pakistanie i tadżyckim Pamirze, które odkrywał podczas 4-letniej podróży lądowej przez Azję i Australię. Od wielu lat zaangażowany w aktywizację polskiego środowiska podróżniczego. Założyciel i obecnie współautor najstarszego, aktywnego bloga podróżniczego w Polsce – LosWiaheros.pl. Nominowany do Travelerów 2010 i Kolosów 2013. Zwycięzca konkursu Blog Roku w kategorii Podróże i Szeroki Świat w 2007 roku. Zawodowo licencjonowany pilot drona w firmie CrazyCopter.pl specjalizującej się w fotografii lotniczej i wideo z drona. Łącząc od lat pracę zdalną i podróże stara się promować styl życia określany Cyfrowym Nomadyzmem.

Podobny tekst

Pułapka na Jedwabnym Szlaku

Magia nazwy „Szlak Jedwabny” przyciąga do Uzbekistanu  różne typy turystów. Przybywają tu rowerzyści, motocykliści, miłośnicy samochodów terenowych, …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *