Gdy planowałam tę wycieczkę rowerową wiedziałam, że będzie ciekawie przyrodniczo, przyjemnie, bo jest tu kilka dobrych winnic, wykwintnie, bo nad samą wodą jest pałac z ogrodem, widowiskowo, bo nad wszystkim góruje twierdza. Wiedziałam, że będą malownicze krajobrazy, ale nie spodziewałam się, że spotkam tu miłość…
Szlak rowerowy wzdłuż Łaby w części niemieckiej zaczyna się w miasteczku Schmilka w Szwajcarii Saksońskiej, a kończy u ujścia rzeki do morza, w okolicy miasta Brunsbüttel. Całość to 850 km dobrze przygotowanej ścieżki dla każdego rodzaju roweru. Trasa nie jest trudna technicznie, nie wymaga doskonałej kondycji i spokojnie można się na nią wybrać z dziećmi. Spędziłam kilka dni na trasie w jej początkowym odcinku, czyli w rejonie Szwajcarii Saksońskiej (od Miśni do Bad Schandau i trochę dalej).
Dzień 1
Drezno – (szlak rowerowy wzdłuż lewego brzegu Łaby) – Miśnia – (szlak rowerowy wzdłuż prawego brzegu Łaby) – Radebeul = około 45 km
Miśnia – miłość w porcelanie
Długo zastanawiałam się jak będzie wyglądać moja rowerowa wycieczka po Szwajcarii Saksońskiej. Ostatnią rzeczą jaką chciałam umieścić na trasie, to ciesząca się sławą Manufaktura Porcelany w Miśni. Nigdy nie interesowała mnie porcelana. Figurki pomalowane we wszystkie kolory tęczy, czasem jeszcze złocone, nie były z mojej bajki. Porcelanowe dzieła nigdy do mnie nie przemawiały. Wydawały mi się statyczne i zimne.
Jednak czasem lubię robić coś na przekór sobie, choćby po to, żeby poznać inny punkt widzenia i spojrzeć na coś z innej perspektywy. Dlatego postanowiłam odwiedzić muzeum miśnieńskiej porcelany.
Spodziewałam się, że to będzie typowa wizyta muzealna. Eksponaty za szybą, mnóstwo dat, faktów historycznych i ta statyczna, zimna porcelana. Mało ciekawych opowieści i zero emocji. Idziesz, oglądasz, słuchasz, niewiele przeżywasz i zapominasz, czyli to, czego nie lubię.
Rzeczywiście. Wiele figur, filiżanki, talerze, zastawy, zegary i inne eksponaty są poukładane klasycznie w szklanych gablotach. Jednak te o większych rozmiarach, można oglądać z bliska. Podeszłam do porcelanowej śnieżnobiałej kobiety, o wzroście nieco wyższym od mojego. Idealne proporcje. Smukłe palce u rąk. Pięknie wymodelowana twarz, jak u lalki z porcelany… Zaraz, przecież to właśnie jest porcelana! To „Saksonia”, czyli miejscowa reprezentacyjna statua wolności. Udrapowanie jej sukni tworzyło iluzję jak by rzeczywiście była wykonana z miękkiej tkaniny. A to przecież porcelana, która już zaczęła mi się wydawać mniej zimna i nudna.
Suknia ozdobiona ośmioma tysiącami drobnych kwiatów, od razu nasunęła mi pytanie kto miał tak dużo cierpliwości, żeby tyle tych kwiatków powycinać i jeszcze je tak misternie poukładać?! Widać tu talent, umiejętności, stabilną rękę i przede wszystkim – co? Pasję! Ha! Czyli jednak nawet w zimnej porcelanie może się znaleźć gorąca miłość. Zaczęło się robić ciekawie i pomyślałam, że jednak dobrze, że tu przyjechałam.
Pani Jadwiga, która od wielu lat mieszka w Dreźnie, pracuje również w Miśni jako przewodnik w muzeum Manufaktury Porcelany. Gdy opowiadała mi o historii tego miejsca oczy jej błyszczały jak złocenia na porcelanowym serwisie. Nie było pytania, które zostawiłaby bez odpowiedzi. Dowiedziałam się dlaczego i jak wynaleziono porcelanę w Miśni, co działo się w Manufakturze w czasie II Wojny Światowej, z jakich naczyń powinno się pić czekoladę, poznałam nazwiska i dzieła największych artystów i usłyszałam na czym polega różnica między kiczem a sztuką…
Z nosem prawie przyklejonym do szyby patrzyłam na kolejne kolekcje. Rozumiałam sens bogato zdobionych porcelanowych zastaw, bo przecież jednak czemuś one służą. Jednak cały czas dręczyło mnie pytanie na co komu te wszystkie kolorowe porcelanowe figurki.
– To porcelana konwersacyjna! – Pani Jadwiga jakby czytała w moich myślach.
Wytłumaczyła mi, że dawniej stawiało się takie „scenki porcelanowe” na stole, żeby mogły zainspirować do rozmowy gdy zabrakło tematów. O! Ile bym dała, żeby cofnąć się w czasie i podsłuchać takiej konwersacji inspirowanej porcelaną! Dziś to chyba już niemożliwe, żeby przy stole skończyły się tematy do rozmów. Dociera do nas tyle informacji z różnych zakątków świata, że często nie wiadomo co wybrać… Natłok informacji i bodźców to dla nas codzienność…
Wszystko co opowiadała Pani Jadwiga było ciekawe i nawet trochę zaczęłam lubić to porcelanowe szaleństwo. Czekałam jednak na ostatnią część wizyty, czyli warsztaty, w których można zobaczyć jak te wszystkie dzieła powstają. Oczywiście to takie pokazowe warsztaty, zorganizowane na potrzeby muzeum, prawdziwych pracowni nie da się zobaczyć w czasie standardowego zwiedzania.
Najpierw odwiedza się warsztat formierza, czyli osoby, która kupkę miękkiej masy porcelanowej zamienia w konkretny kształt. Na naszych oczach w kilka minut powstała filiżanka. Kolejny etap to wizyta u modelarki, która wycina i tworzy drobne elementy ozdobne doklejając je do wcześniej uformowanej figury. Tutaj tempo znacznie zwalnia. Precyzyjne ruchy rąk modelarki, dość wolne, ale zdecydowane, atmosfera skupienia i cisza wprowadzały transowy nastrój.
Zastanawiałam się czy ja bym dała radę tak pracować każdego dnia po 8 godzin. To jednak praca wymagająca niezmierzonych pokładów cierpliwości.
– O czym Pani myśli podczas pracy? – Pani Jadwiga półszeptem przetłumaczyła moje pytanie do modelarki.
– Ta praca jest dla mnie jak medytacja. – Modelarka uśmiechnęła się ciepło.
– A czy słucha Pani czasem muzyki przy pracy?
– Tak, ale wtedy trzeba to uzgodnić z innymi osobami, które pracują w tym samym pomieszczeniu. Muzyka, która jest dobra dla mnie może przeszkadzać innym. Zawsze ustalamy czy i czego słuchamy podczas pracy.
Pani Modelarka, jej warsztat, narzędzia, stolik i figurka, do której doklejała kolejne detale, wyglądały jak cała skończona kompozycja! Można by tę scenę zamrozić i stworzyć na przykład porcelanę konwersacyjną. Można by wtedy przy stole podyskutować o tym jak niektórzy ludzie wykonują swoją pracę z pasją i prawdziwą miłością.
Piękne spotkanie.
W dwóch następnych salach można podglądać pracę malarek, które ozdabiają porcelanowe wyroby. Tutaj też Pani Jadwiga wytłumaczyła mi jaką dużą wiedzę i doświadczenie trzeba posiadać, żeby uzyskać żywe kolory malunków. Podczas wypału farba zmienia odcień a czasem nawet kolor i trzeba wiedzieć jak sporządzić mieszankę barwnika, aby miał pożądany kolor.
Naszą wizytę zakończyłyśmy razem z Panią Jadwigą w przyjemnej muzealnej restauracji. Na porcelanowej zastawie zaserwowano mi lokalny specjał – sächsischer sauerbraten, czyli saksońska pieczeń w sosie, podana z czerwoną kapustą i knedlem. Na deser oczywiście torcik z logo Manufaktury. Przyznaję… dobrze zaparzona kawa w miśnieńskiej filiżance smakuje królewsko.
Cieszę się, że zdecydowałam się na tę wizytę, bo skruszyłam w sobie tę niechęć do porcelany. Może nie zostałam zapalonym kolekcjonerem, ale przynajmniej przekonałam się, że figurki, filiżanki i zegary mogą być przedmiotem czyjejś pasji absolutnej. Poza tym spędziłam miłe trzy godziny w towarzystwie energicznej Pani Jadwigi, co było dużą wartością całej wizyty.
Warto. Wszelkie informacje o cenie biletów i godzinach otwarcia znajdziesz na stronie Muzeum. Warto śledzić, kiedy organizowane są drzwi otwarte, wtedy wstęp jest za darmo. Na miejscu dostępne są audio przewodniki po polsku. Trzeba liczyć co najmniej 2 godziny na samo zwiedzanie.
Oczywiście warto też zrobić sobie spacer po miśnieńskiej starówce, wspiąć się na wzgórze zamkowe, przejechać mostem i zerknąć na zamek z drugiego brzegu Łaby.
Radebeul – miłość w winie
Tego punktu na trasie rowerowej wzdłuż Łaby mimo, że to dość popularne miejsce, nie mogłam opuścić! Skusiła mnie plotka, że przez 1570 godzin w roku jest tu słonecznie. Co prawda nie byłam w stanie tego sprawdzić, bo spędziłam tam jedno popołudnie i poranek, ale skoro tyle winnic jest w regionie, to znaczy, że może to być prawda. Bo winorośl lubi słońce, zupełnie tak jak ja!
Mała miejscowość Radebeul, turystom kojarzy się od razu z barokowym zamkiem Wackerbarth. To najpopularniejsza tutaj winnica, ze względu na charakterystyczną budowlę. Nie mam wcale tu na myśli samego zamku a mały, okrągły budynek położony wśród tarasów winnicy. To pawilon „Belvedere”, w którym dziś organizowane są uroczystości i ceremonie. Na przykład para młoda może tu złożyć przysięgę małżeńską z widokiem na dolinę Łaby.
Nie wiem czy to położenie pawilonu, jego kształt czy światło, które wpada do środka, ale czuje się tu dobrą energię. Chciałoby się posiedzieć dłużej i porozmyślać jak to było kiedyś, w dawnych czasach, z osiemset lat temu, gdy winiarstwo rodziło się na tych terenach.
Dzisiaj zamek Wackerbath to nie tylko miejsce kojarzone z tym jednym charakterystycznym kadrem. To producent nagradzanych win musujących, których można skosztować na miejscu. Są też inne wina, głównie białe i w większości Riesling. Tajemnicą zamku jest produkcja win o dobrej jakości, ale też w przystępnej cenie. Dlatego na obrośniętych trawą tarasach chętnie przysiadają odwiedzający, ciesząc się chwilą, winem i panoramicznym widokiem. Jest tu naprawdę super przyjemnie.
Wino degustować można w swoim gronie, ale można też dołączyć do grupy, albo wybrać jedną z ciekawych wycieczek tematycznych. Wybór jest spory. Można też degustować w piwnicy i zobaczyć beczki i butelki z winem, które w tej sielskiej atmosferze leżakują sobie. To trochę podróż jak po jakiejś czarodziejskiej krainie. Ciekawie pomyślane jest wyjaśnienie jaki charakter mają poszczególne rodzaje win. Gdy mowa o konkretnym rodzaju, beczka zostaje oświetlona odpowiednim kolorem przy dźwiękach muzyki. Każde wino „gra” inaczej, a razem tworzą pełny utwór.
Zwiedzając winnicę byłam pod wrażeniem umiejętnego połączenia tradycji i atmosfery dawnych czasów z nowoczesnością i nowatorskim podejściem do prezentacji wina. Tutaj znów widać pasję i miłość nie tylko do wina, ale do całego terenu i starych budynków, do historii i tradycji. Każdy element ze sobą współgra.
Zamek Wackerbath kultywuje jeszcze jedną swoją dawną tradycję. Było to miejsce, w którym odbywały się największe święta, najznamienitsze uroczystości i huczne bale. Oprócz organizacji imprez okolicznościowych Wackerbath zaprasza też na wydarzenia kulturalne, festiwale i pokazy kulinarne. Więcej o bieżących wydarzeniach i możliwościach zwiedzania i degustacji przeczytasz na stronie zamku. Wejście na teren winnicy jest bezpłatny, nie ma godzin otwarcia.
Urok tego miejsca docenia wiele osób, więc w wolne dni i święta odwiedzających jest naprawdę dużo. Jeśli wolisz bardziej kameralną atmosferę przyjdź rankiem, gdy jest rześko lub wieczorem przed zachodem słońca. Światło ciepłymi kolorami przytula wtedy wzgórza porośnięte winoroślami. Fajne jest też to, że można sobie spacerować dosłownie wszędzie i żaden „pan Czesiu” nie pogoni nas grabiami. Można swobodnie chodzić ścieżkami między tarasami, wspinać się po stromych, kamiennych schodkach, podziwiać szerokie widoki lub przeciwnie – ukryć się gdzieś w romantycznym zaułku pod winogronowym krzaczkiem.
Winnicę odwiedziłam późnym popołudniem i zostałam aż do zachodu słońca. W miasteczku jest kilka opcji noclegowych i warto się tu zatrzymać. Można wtedy rano podjechać jeszcze raz i rzucić okiem na winnicę oświetloną świeżym światłem poranka. Już pomijam, że to super miejsce na śniadanko w plenerze, co by dobrze rozpocząć dzień.
Tak minął pierwszy dzień mojej rowerowej wycieczki wzdłuż Łaby. Opisałam tu dwa miejsca, a przecież jeszcze mnóstwo rzeczy działo się pomiędzy tym. Szlak wzdłuż rzeki jest łatwy i przyjemny, a co najważniejsze dobrze oznakowany. Co jakiś czas są zorganizowane miejsca do odpoczynku, albo drogowskazy kierujące do najbliższej knajpki, gdzie można coś przekąsić.
Opis miejsc, które odwiedziłam drugiego dnia, znajdziesz w następnym wpisie o szlaku rowerowym wzdłuż Łaby.
Tutaj przeczytasz teksty z pozostałej części trasy rowerowej wzdłuż Łaby:
Rowerem wzdłuż Łaby – Drezno, Miśnia i Radebeul
Rowerem wzdłuż Łaby – Winnica Zimmerling, Pałac w Pillnitz i Most Bastei
Szwajcaria Saksońska rowerem – Twierdza Konigstein, Bad Shandau i Schmilka
Rowerem wzdłuż Łaby w Szwajcarii Saksońskiej – porady praktyczne
Dodatkowo Andrzej napisał tekst ze swojej części trasy, czyli trochę poza utartym szlakiem, ale też z najciekawszymi atrakcjami regionu: Rowerem i pieszo przez Szwajcarię Saksońską
Do odwiedzenia wszystkich tych pięknych miejsc zachęciła mnie Niemiecka Organizacja Turystyczna i jestem im za to wdzięczna. Szwajcaria Saksońska nigdy nie była w moich rowerowych planach, bo nie wiedziałam, że jest tu tak ciekawie…
Jakie piękne krajobrazy! :) Przez chwilę poczułem się, jakbym był w tym mieście :)
Cudowne miejsce z historią i tradycjami. Taka wycieczka rowerowa to fajne rozwiązanie dla chcących aktywnie spędzić czas.
W Radebeul mieszkał Karol May. Jest muzeum jego muzeum oraz grobowiec na cmentarzu luterańskim.